W
grudniu 1843 roku w odpowiedzi na rządowy raport w sprawie wykorzystywania
dzieci do pracy w kopalniach i fabrykach, Charles Dickens opublikował swoją
najpopularniejszą książkę: Opowieść wigilijną[1].
Był to nie tylko gest sprzeciwu ze strony Dickensa, ale początek nowej wielkiej
świątecznej tradycji[2],
która zmieniła podejście do tego wyjątkowego dnia dla wielu ludzi. W 141 lat
później powstała jej idealna adaptacja filmowa, którą z kolei wraz z lekturą
książki w roku 2001 poznała klasa 1E z Gimnazjum nr 8 w Łodzi. Pomimo upływu
158 lat ta krótka historyjka zdołała wywrzeć na jednym chłopcu tak ogromne
wrażenie, że od tamtego dnia nie tylko zaczął z radością czytać lektury szkolne,
ale do tego stopnia zainteresował się naukami humanistycznymi, że postanowił zgłębiać
je po dziś dzień. Tym chłopcem byłem rzecz jasna ja, a moja wiara w to, że
książka Dickensa ukazuje najważniejsze moralne przykazanie humanizmu nie
zmieniła się do dziś.
W
dniu wigilii Bożego Narodzenia nie znalazłbym chyba lepszego do polecenia Wam
filmu jak dzieło mało znanego brytyjskiego reżysera telewizyjnego Clive Donner’a,
A Christmas Carol(1984) z legendarnym
Georgem C. Scott’em w roli Scrooge’a. Dzieło Dickensa na scenariusz filmowy
przerobił Roger O. Hirson, który w sześć lat później zabłysnął jeszcze
przeróbką innej znanej lektury szkolnej, a mianowicie książki Hamingway’a, Stary człowiek i morze z Anthonym
Quinnem w roli Santiago.
Obraz
Donner’a dedykowany był jak wiele jego pozostałych filmów dla brytyjskiej telewizji
publicznej. Przerasta jednak zarówno współczesne próby adaptacji opowieści
Dickensa, jak i wiele swoich poprzedników – podkreślę tutaj, że według mnie,
bez wyjątku. Zastanawiacie się zapewne czemu? Dlaczego nie lepsze byłby inne filmy?
Cóż, gdybym miał teraz porównywać pozostałe obrazy powstałe na podstawie Opowieści wigilijnej, to mógłbym z tego
uczynić temat swojej kolejnej pracy naukowej. Gdybym się z Wami wykłócał na
temat tego, która jest najlepsza, to pewnie nigdy nie doszlibyśmy do
porozumienia. Podejrzewam, że każdy z nas ma tę ulubioną wersję, tę magiczną do
której lubi wracać w święta. Ta z 1984 jest zwyczajnie tą moją ulubioną wersją,
która moim zdaniem zawiera w sobie najwięcej nauki i magii, wzrusza, zmusza do
przemyśleń, ale ostatecznie zostawia nas z pozytywnym przeświadczeniem, że każdemu
człowiekowi należy się przebaczenie, że każdy Scrooge może się zmienić – tak więc
jak każda inna adaptacja filmowa historii Dickensa, zachowuje swoje główne
przesłanie. Na dobrą sprawę różni je tylko to w jaki sposób to przesłanie dociera
do widza, innymi słowy „jak oni to pokazali”. Takie wytłumaczenie, czy
uzasadnienie może Was jednak nie zaspokajać, a co gorsza jeszcze nie przekonuje
do obejrzenia proponowanej przeze mnie wersji filmu. Przejdę więc do recenzji i
postaram się zachęcić Was do obejrzenia „mojej” Opowieści wigilijnej.
To co wywiera na mnie największe
wrażenie w filmie Donner’a, to scenografia[3].
Już od pierwszych wprowadzających ujęć jest ona na bardzo wysokim poziomie,
który zachowuje do ostatniej minuty filmu. Jednolita, naturalna i dopracowana w
najsubtelniejszych szczegółach: od obrazków z życia Londyńskiej ulicy, po
ubiory postaci pojawiających się w filmie. Sugestywna, wyraźna, stanowiąca
idealne tło dla nastrojowej muzyki i genialnej gry aktorskiej, która jest drugą
ogromną zaletą tego magicznego obrazu. Przy łagodnym prowadzeniu narracji, scenografia
i kostiumy stworzone przez Harry’ego
Cordwella, Petera Childs’a oraz Evangeline Harrison, pozwalają na łagodne zanurzenie
się widza w czasach wiktoriańskiej Anglii Dickensa. Mise-en-scène wytwarza niezwykłą
atmosferę balansującą na granicy świata rzeczywistego i fantastycznego. Mroczna,
a jednocześnie bezbłędnie przejrzysta wizja współgra w tym przypadku z niemal
flegmatycznym prowadzeniem kamery, budując niepowtarzalny nastrój. To właśnie
ten niesamowity nastrój przykuwa widza od pierwszych minut filmu, a następnie
usilnie wciąga i sprawia, że nie chcemy przerywać naszej filmowej wędrówki,
choćby nie wiem jak była straszna, a trzeba przyznać, że zobrazowana przez
Donner’a, a wcześniej opisana przez Dickensa, droga do odpokutowania win przez
Scrooge’a nie jest ani łatwa, ani przyjemna. Pamiętajmy jednak powtarzając za
Dickensem, że choć w tej opowieści pojawi się wiele mar, to jeśli jesteśmy
dobrymi ludźmi, do naszego domu zawitają wyłącznie te, które chcielibyśmy sami
ugościć.
Gra aktorska, o której już
wspominałem, również lokuje się na wysokim poziomie. Od małego Tima
Cratchita(Anthony Walters), który wzrusza swoim dziecięcym oddaniem i wiarą w
ludzkie dobro, przez znakomicie ucharakteryzowane[4] i
przekonywujące postaci duchów, po postać Ebenezera Scrooge’a(George C. Scott), który
dzięki swojej przemianie niesie nam przestrogę i nadzieję, mamy do czynienia ze
znakomitym popisem gry aktorskiej znajdującym dzięki swojemu kunsztowi odzwierciedlenie
w filozofii Dickensa o równości wszystkich. W tym filmie zwyczajnie nie ma
słabej roli: każdy jest na swoim miejscu, nikt nie przesadza, a emocje i
postawy poszczególnych bohaterów są wyrażone przez aktorów jasno i klarownie,
tak aby mogły ukazywać całą szeroką galerię postaci niemalże jak w satyrach
Krasickiego.
Przez Opowieść wigilijną(1984) Clive Donner’a wędrujemy dokładnie w taki
sam sposób jak zaprojektował to Charles Dickens w swoje książce. To właśnie
dokładna adaptacja i jej pieczołowitość w podejściu do tematu jest bardzo
istotnym i grającym na korzyść tego filmu warunkiem, dzięki któremu jest on tak
dobry w zestawieniu z oryginałem. Duchy ukazują Scrooge’owi wizje z jego przeszłości(Angela
Pleasence), teraźniejszości(Edward Woodward) oraz przyszłości(Michael Carter), która
jest dla niego bardziej wyrokiem niźli przestrogą – w wypadku gdyby nie zmienił
swojego postępowania. Naturalnie jako pierwszy zjawia się upiór Marleya(Frank
Finlay), który zwiastuje nadchodzące zmiany i ostrzega Scrooge’a. Co się działo
dalej powinien wiedzieć każdy, a jeżeli macie jakieś wątpliwości to najwyższy
czas na nadrobienie zaległości w lekturach, lub zwyczajnie przekonanie się do
tego o czym piszę i obejrzenie filmu. Obraz ten nie zmienia opisów jakie możemy
przeczytać w książce, ale pogłębia ich wydźwięk dzięki swoim własnym środkom
wyrazu, które zarówno reżyser, jak i aktorzy i scenarzyści wykorzystują w
sposób bardzo umiejętny i przemyślany. Dzięki temu możemy jeszcze lepiej
utrwalić sobie przesłanie Opowieści
wigilijnej. Przesłanie, które znalazło uosobienie np. w słowach siostrzeńca
Ebenezera Scrooge’a, Fredzie(Roger Rees), który wierzy, że Boże Narodzenie to […]czas – oczywiście, niezależnie od świętości,
jakie w sobie niesie – pełen dobroci, miłosierdzia, zadowolenia; że to jedyny
okres, jaki znam w długim, trwającym cały rok kalendarzu, kiedy ludzie
pozwalają sobie swobodnie otworzyć swe zamknięte serca i myśleć o tych, którzy
stoją od nich niżej, tak jakby byli wraz z nimi jedynie współtowarzyszami
wędrówki do grobu, a nie inną rasą stworzeń, wędrującą w zgoła odmiennym
kierunku.[5]
Ocena: 6/6
Na
zakończenie pragnę wszystkim swoim czytelnikom życzyć szczęśliwych i rodzinnych
świąt Bożego Narodzenia. Niech duch tegorocznych świąt nawiedzi Wasze domostwa
i podtrzyma w Waszych sercach płomień dobra i optymizmu, który pomoże przetrwać
kolejny rok w zdrowiu i trosce o drugiego człowieka. Dzielcie się tymi wyjątkowymi chwilami i nie zapominajcie tej świątecznej atmosfery
przez cały rok, a wierzę, że świat będzie lepszy.
[1]
Dickens doskonale rozumiał sytuację biedoty. Kiedy miał 12 lat jego ojciec
trafił do więzienia za długi, a sam Charles został zmuszony do pracy w fabryce
czernidła.
[2]
Warto zauważyć ogromny wkład Dickensa w przywrócenie wiktoriańskiej Anglii ducha
i tradycji świąt Bożego Narodzenia: Na
początku XIX wieku w Anglii nie obchodzono prawie w żaden sposób Bożego
Narodzenia. Mieli na to w dużej mierze wpływ purytanie, którzy chcieli za
wszelką cenę uniknąć tradycji mogących mieć swoje korzenie w kulturach pogańskich.
Na dodatek w czasie krótkich rządów Olivera Cromwella, obchodów świąt Bożego
Narodzenia po prostu zakazano. Wpływ na zanik obrzędów bożonarodzeniowych miała
również rewolucja przemysłowa – wówczas to całe rzesze ludzi wyprowadziły się ze
swoich rodzinnych wiosek, przenosząc się do dużych miast, tym samym porzucając
dotychczasowe tradycje kulturowe i rodzinne. Panowało powszechne ubóstwo,
ludzie zarabiali marne grosze, pracowali w bardzo ciężkich warunkach, a
robotnikom nie dawano zbyt wiele czasu na jakiekolwiek świętowanie. Sytuacja
zmieniła się za panowania królowej Wiktorii – wówczas to w sposób bardzo
istotny ożywiono na powrót tradycję świętowania Bożego Narodzenia. To właśnie w
epoce wiktoriańskiej powstała tradycja w tej formie, którą znamy do dziś – ze śpiewaniem
kolęd, dekorowaniem choinki i wręczaniem kartek świątecznych. Jednakże na
sposób świętowania i na specyficzne podejście do niego największy bodaj wpływ
miał właśnie Charles Dickens. Boże Narodzenie było bliskie sercu pisarza. Jego
świąteczne historie, a zwłaszcza Opowieść wigilijna, przywróciły jego
czytelnikom Boże Narodzenie jako świąteczny dzień przeniknięty głęboką potrzebą
filantropii. […] filozofia Bożego Narodzenia, pojmowanego jako czas dobroci dla
innych, to właśnie spuścizna, którą pozostawia nam Charles Dickens i jego
Opowieść wigilijna…
[Charles Dickens, Opowieść wigilijna, przeł. Magdalena Iwińska, red. Katarzyna Sarna, Grupa Wydawnicza Foksal, Warszawa 2013]
[Charles Dickens, Opowieść wigilijna, przeł. Magdalena Iwińska, red. Katarzyna Sarna, Grupa Wydawnicza Foksal, Warszawa 2013]
[3]
Bardzo subtelny(ponieważ cały film jest dość mroczny) a jednocześnie wymowny
jest zabieg, który polega na ukazaniu świata Scrooge’a przez kontrast ciemności
i jasności obrazu: w rzeczywistości – do czasu przemiany – Scrooge pokazany
jest w niskim(ciemnym) kluczu, nawet gdy znajduje się na zewnątrz za dnia.
Jedynie w wyrywkowych radosnych wspomnieniach jego świat ma dostęp do światła,
gdy jednak duchy znikają, a on zostaje sam ze sobą, tonie w otchłani czerni.
Dopiero po swojej metamorfozie jego postać jest odpowiednio oświetlana, przez
co również konotuje inne wartości dla widza. Uzupełnia to również gra Scott’a,
który po zrozumieniu swoich błędów, po przebytej metamorfozie przestaje się
garbić.
[4]
Efekty specjalne są znikome, a ich funkcje w dużej mierze przejmuje gra
światła. Duchy są jednak wiarygodnie oddane, a ich zachowanie pozwala bez
przeszkód odróżnić je od siebie i wyzwolić w widzu odpowiednie dla ich dziedzin
emocje.
[5]
Charles Dickens, Opowieść wigilijna,
przeł. Magdalena Iwińska, red. Katarzyna Sarna, Grupa Wydawnicza Foksal,
Warszawa 2013, s. 21
Hej Panie Michale, wreszcie sie doczekałem kolejnejnego tekstu i przyznam ze warto bylo czekać:) akurat ta recenzja świetnie sie wpisuje w ducha swiat, nie jest przeladowana informacjami i ciezka w odbiorze jak świąteczny bigos, a lekka i przyjemna jak barszczyk z uszkami. Jak czytałem Pana tekst to na chwile zapomnialem gdzie jestem I czulem sie tak jakby mój nieżyjący juz dziadek opowiadał mi historie przy swoim kominku(który sobie wyobrażałem). Historie o ludziach i dla ludzi, taka zwyklą, bez zbędnego patosu i zawiklania,a ktora zarazem w swej prostocie formy jest niezwykle pouczajaca i optymistyczna. Nie pozostaje mi nic innego jak również życzyć Panu spokojnych, rodzinnych świąt i znów nałożyć kubrak cierpliwości w oczekiwaniu na Pana kolejne teksty:)
OdpowiedzUsuńW świętach chyba właśnie o tę prostotę chodzi. O prostotę i łatwość podejścia do drugiego człowieka. W święta przychodzi nam to bardziej naturalnie, wyzbywamy się uprzedzeń. Niestety na co dzień bardzo często zapominamy jak łatwo jest pomagać, bądź zwyczajnie być uważnym dla innych ludzi. Proste rozwiązania wydają się współczesnemu człowiekowi zbyt banalne i dlatego ich unika, podczas gdy to właśnie one są bardzo często najlepszym rozwiązaniem problemu. Bardzo dziękuję za komentarz. Cieszę się, że moje podejście się Panu podoba i liczę, że nie będzie się Pan nudził na filmie, o ile już go Pan nie oglądał. Tymczasem pora nakrywać wigilijny stół :-) Smacznych i rodzinnych świąt dla Pana i Pańskich bliskich!
OdpowiedzUsuńOwszem oglądałem ta wersje i jest bardzo dobra:) choc dodam ze z nowszych adaptacji przypadła mi do gustu również animowana opowieść wigilijna z Jimem Carreyem. Choc prawda jest tez ze bylo tam bardzo dużo nawiązań do adaptacji, którą Pan recenzował. No i duchy bardziej straszyły w "nowszej" wersji, co bylo zasługą konsekwencji reżysera żeby wszystkiego nie upraszczać,a z drugiej strony oczywiście należą sie tam wielkie ukłony dla postaci wykreowanej przez Carreya, a także specjalistów od konceptartów oraz grafików którzy wprawili pomysły projektantów w ruch:) a swoja droga to mysle ze adaptacja którą Pan opisuje bedzie klasykiem, jedynym który sie zapisze na dluzej w kinie. Sadze tak gdyż wielka siła tej wersji jest to ze nikt nie chcial tego uwspółcześniać, modyfikować, czy dostosowywać do gustów współczesnych odbiorców, tylko konsekwentnie trzymano sie pierwowzoru książkowego. Bo tego typu bajka(bo jednak opowieść wigilijna jest pewnego rodzaju bajka) sprawdza sie najlepiej gdy pozostaje na niej sznyt przeszłości, niekoniecznie zgodnej w pełni z historia ale na tyle przekonująca, konsekwentna w swoim obrazie i uśrednioną ze dodaje to szlachetności samej opowieści:)
Usuń