Dying
Light to gra stworzona przez
naszych rodaków z Ostrowa Wielkopolskiego, firmę Techland. Ci zdolni programiści
dali się poznać szerszej liczbie graczy dzięki takim tytułom jak Call of Juarez(2006) czy Dead Island(2011). Oba te tytuły dobrze
się przyjęły i chyba mogę pokusić się o stwierdzenie, że wielu graczy często
powraca do nich z nieskrywaną przyjemnością. Ja pamiętam jeszcze początki
Techlandu z gier takich jak Crime Cities(2000)
oraz Chrome(2003), obie gry warte są
uwagi choć Crime Cities może okazać
się dla świeższych maniaków wirtualnej rzeczywistości, nieco toporne w
obsłudze.
Gra miała premierę 27 stycznia bieżącego
roku i jest gatunkiem survival-horroru z elementami RPG(rozwój postaci;
crafting), który rozgrywa się na tle apokalipsy zombie. Nie należy jednak
ulegać błędnemu złudzeniu, że będziemy mieli do czynienia z tworem podobnym do wspomnianego
już Dead Island czy Left 4 Dead, w którym w przypływie
radosnej rozwałki masakrujemy całe masy żywych trupów – w Dying Light postawiono na zupełnie inny model rozgrywki, o czym za
chwilę opowiem.
Plot rysuje się następująco: W mieście Harran,
wzorowanej na starożytną Turcję, wielkiej metropolii, wybucha epidemia zombie. Wcielamy
się w postać Kyle’a Cranea(Roger Craig Smith[1]), który
działając pod przykryciem, w opanowanym przez infekcję mieście Harran, ma za
zadanie odnaleźć skorumpowanego agenta Kadira „Raisa” Sulaimana(Michael
Hollick).
Mało to odkrywcze, trzeba przyznać, jednak pomysł i
wykonanie zasługują na duże brawa. Twórcy bardzo zręcznie łączą bowiem w swojej
grze znane i ogólnie przyjęte rozwiązania z innych produktów jak Assasins Creed, Fallout 3 czy TES IV: Skyrim.
Podczas rozgrywki, która ma na celu głównie unikanie bezpośrednich starć ze
zgniłkami, spotkamy się głównie z parkourowymi akrobacjami, długimi kilometrami
maratonów, oraz próbami wspinania się na wszelkie oddzielające nas od rządnego
mięsa tłumu zombiaków, przeszkody. To naturalnie rozwiązania żywcem wyjęte ze
wspomnianego już wcześniej Assasins
Creed, czy choćby Mirrors Edge. Z
Fallouta oraz Skyrima, Techland podprowadził takie triki jak sposób otwierania
skrzyń oraz szeroko pojęty crafting(zbieramy materiały aby z nich wytwarzać,
lub ulepszać sprzęt). Warto również zauważyć, że Techland rozszerza w Dying Light swój bestiariusz. Niektóre stwory
są łudząco podobne do tych z Dead Island
czy Left 4 Dead, zaś starcia z
ludzkimi przeciwnikami przypominają mi te z gry Borderlands.
Na temat tego czy jest to wyłącznie wywlekanie
starych rozwiązań, czy ich innowacyjne zastosowanie można by się kłócić. Dla
mnie są to dobrze wplecione technicznie w rozgrywkę pomysły, muszę jednak
przyznać, że ryzykowne. Mogą bowiem wprowadzić do gry tyle samo dobrego(gracz
lepiej oswaja się z programem) co złego(sprawią, że gra może wiać nudą).
Z truposzami walczymy przeważnie za
pomocą wszelkiego rodzaju broni białej, młotków, pałek, nóg od stołów etc.
Ogólnie rzecz ujmując wszelkiego cholerstwa jakie uda nam się znaleźć, zrobić,
lub zakupić. Do dyspozycji mamy również nieco broni miotanej, jak koktajle
mołotowa, różnego typu granaty, shirukeny(stars) oraz noże. W całym Harran
rozmieszczone są również różnorakie pułapki, które gracz może aktywować w celu
dezorientacji, lub pozbycia się większych grup amatorów ludzkiego mięsa. Elementy
otoczenia, które warto stosować w połączeniu z odpowiednimi umiejętnościami
mogą nam bardzo często ułatwić sprawę, sprowadzając ryzyko śmierci naszej
postaci do zera. Na szarym końcu plasuje się broń palna, której nie dość, że
jest niewiele, to zazwyczaj bardzo ciężko ją zdobyć, nie wspominając już o
uzupełnianiu amunicji. Należy również pamiętać, że broń bardzo szybko się
psuje, a nawet jeśli chcielibyśmy nią beztrosko wywijać, to i tak nie
wytrzymamy długo ponieważ nie pozwoli nam na to współczynnik kondycji, który
pozwala nam skuteczniej odpędzać się od napastników niżeli ich eliminować.
Wszystko to kładzie nacisk właśnie na unikanie bezpośrednich starć i zmuszenie
gracza do bycia w ciągłym ruchu w celu poszukiwania bezpiecznej drogi, bądź
schronienia. Tych ostatnich w grze jest sporo, ale zanim będziemy mogli w takim
miejscu bezpiecznie przeczekać noc(w grze występuje bowiem tryb dzienny i
nocny), musimy je najpierw odpowiednio przygotować i oczyścić z wszelkich
zagrożeń.
Jeżeli za dnia Harran wydaje się dość bezpieczne,
a snujące się po ulicach trupy nie sprawiają większego problemu w
przemieszczaniu się z miejsca na miejsce, to w nocy zaczyna się prawdziwy
survival. Gra zmienia się o 180 stopni. Rozpoczynając rozgrywkę za dnia byłem
po krótkim czasie znużony ciągłym bieganiem na posyłki oraz przeciwnikami,
którzy nie stanowili żadnego zagrożenia (takie tam tło z zombiaków, które nawet
nie mogą mnie złapać: śmiech) – muszę przyznać, że to chyba mnie w tej grze
najbardziej frustruje – gdy jednak przyszło mi wykonywać misje w nocy, poczułem
jej prawdziwą siłę. Żarty się skończyły, zaczęła się prawdziwa walka o
przetrwanie. W nocy bowiem na ulicach Harranu pojawiają się nowe odmiany
przeciwników, których należy unikać, bądź przed którymi trzeba wiać ile sił w
nogach. Nawet zwyczajne trupki zyskują na sile i mogą z łatwością zatruć nam
życie. Po co więc się wychylać? Nocne wypady to często misje samobójcze, ale
gdy już się nam uda, to możemy liczyć na podwójną ilość punktów doświadczenia
oraz lepszy loot. Przede wszystkim jednak ta gra nabiera pełni właśnie w trybie
nocnym. Tryb dzienny to jak grać w Wolfenstaina
na poziomie Can I play, Daddy?
Wyjadaczom i osobom lubiącym się bać stanowczo polecam nocne życie w Harran –
nie da się nudzić.
Wspominałem o punktach doświadczenia.
Uściślając ten temat, otrzymujemy trzy typy punktów bonusowych dzięki którym
rozwijamy poszczególne statystyki Kyle’a, są to: siła, zwinność, oraz poziom
przetrwania. Nie trudno się domyślić w jaki sposób możemy rozwinąć siłę i
zręczność(w skrócie: bójki z trupami i ćwiczenia parkourowe), nieco ciężej może
przyjść rozwijanie poziomu przetrwania. Za dnia ta statystka napełnia się przy
okazji wykonywania zadań oraz wypadkowych działań związanych z pozostałymi
dwoma współczynnikami, w nocy możemy popisać się poziomem swoich survivalowych
zdolności uciekając przed trudniejszymi przeciwnikami, czy w ogóle dzięki temu,
że przetrwaliśmy noc – to chyba najszybszy sposób. Umiejętności jest naprawdę
sporo i w miarę rozwoju będą one umożliwiały nam coraz to kreatywniejsze sposoby
ucieczki czy pacyfikacji zgniłków. Bardzo spodobały mi się motywy z
przechwytywaniem biegnącego prosto na mnie zombie i wgniatanie go w pobliską
ścianę, bądź rozgniataniem mu baniaka potężnym depnięciem(skill podobny do tego
z Dead Island) – coś pięknego.
Jeśli chodzi o zadania jakie czekają na
gracza w Dying Light, to jest ich
naprawdę sporo. Szacowany czas przejścia wątku głównego to co prawda ok. 10
godzin, jednak misje poboczne mogą przedłużyć czas zabawy do kolejnych 30
godzin gry. Gdyby do tego doliczyć czas spędzony na eksploracji świata i
zabawie z naszymi mięsożernymi milusińskimi, grać możemy pewnie ok. 40-50
godzin, co jest naprawdę niezłym jak na nasze czasy wynikiem dla tego typu
gier. Dodatkowo mamy do dyspozycji tryb co-op, oraz multiplayer. Możemy również
zapolować na znajomych jako zombie, choć bardziej przypomina to połączenie Aliens versus Predator ze Spidermanem. Niemniej jest to jakaś
nowość warta zauważenia i jak najbardziej warta wypróbowania.
Dying Light w bardzo umiejętny sposób
łączy elementy, które już wymieniłem. Te zaczerpnięte z innych gier taktyki i
sposoby rozgrywki nadają grze polotu i sprawiają, że jest ona bardzo przyjemna
i intuicyjna dla graczy. Można w niej zginąć na wiele godzin(i na wiele
sposobów J),
choć mnie osobiście ta pozycja całkowicie nie urzekła.
Na koniec zostawiłem sobie mniej przyjemną stronę
recenzji, a więc opisanie tego co niestety sprowadza ten tytuł do mocno
przeciętnego. Duża frajdę sprawia oczywiście eksploracja świata Dying Light zbudowanym na autorskim
silniku Techland, Chrome(6), co sprawia, że grafika jest bez zarzutu, jednak
nie w grafice, czy sposobie pokazania rozgrywki tkwi dla mnie problem. Problem
jaki mnie dręczył od samego początku gry, to irytujące, nieodparte wrażenie
tego, że wcielam się w jakiegoś harcerzyka na posyłki. W grze przemierzamy całe
kilometry silnie zurbanizowanego – w przeważającej większości – terenu. Często ten
maraton stawał się tak nużący, że wyłączałem grę, żeby wrócić do niej dopiero
po jakimś czasie gdy ochłonę. Często również zdarza się, że nasz cel zmienia
nagle swoje trajektoria, co wynika z założeń misji, tuż przy „linii mety”.
Bohater zaś bez większych sprzeciwów robi wszystko co ktokolwiek mu karze.
Muszę przyznać, że po jakimś czasie rozgrywki Kyle wreszcie zaczyna używać
mózgu, ale w tym momencie byłem już poważnie poirytowany i zniechęcony postawą jego
postaci, którą przyszło mi prowadzić. Ponadto nagrałem się wiele w takie tytuły
jak Dead Island czy Left 4 Dead i z przykrością muszę
stwierdzić, że wprowadzenie do nich – nawet porządnie – elementów innego typu
gier, to trochę za mało. Choć może to wynikać wyłącznie z faktu, że zombie nie
są już tak oryginalne jak kiedyś, bo w końcu na takie połączenie konwencji jak
w Dying Light czekaliśmy długo. W
każdym razie w Dying Light zdecydowanie
brakuje pary: jak wspominałem tylko podczas nocnych wypadów da się poczuć siłę
tej gry. Jeśli więc zdzierżycie bycie chłopcem na posyłki, oraz dacie szansę
paru pomysłom z gatunku mocno odgrzewanego kotleta, to macie szanse podobnie
jak ja na wiele godzin niezłej zabawy(tak dla ścisłości jeszcze gry nie
ukończyłem J).
Dying Light to tytuł warty uwagi i
spędzonego przy nim czasu, choć mogący bardzo szybko zarówno zmęczyć jak i
znudzić gracza. Ostatnim na co warto zwrócić uwagę jest fajnie zaplanowany
termin premiery gry, który umożliwia eksploatowanie jej w okresie ferii
zimowych.
Ocena: 4/6
[1]
Pan Smith był strzałem w dziesiątkę jeśli chodzi o użyczenie głosu głównemu
bohaterowi Dying Light. Wcześniej
mogliśmy go usłyszeć w takich grach jak Soul
Calibur, Medal of Honor, Tekken. Podkładał głos również pod takie
serie jak Assasins Creed i Resident
Evil, a to tylko niewielki wycinek z jego działalności. Takie CV mówi samo
za siebie, zaś nam jako graczom daje większe poczucie zgrania z naszym
wirtualnym awatarem.
Zachęcająca recenzja, choć gry jeszcze nie miałem w rękach. Polecałbym ze swojej strony The Walking Dead ze stajni Telltale Games. Zombiaki podane w klimacie z serialu, a gracz zostaje postawiony przed naprawdę trudnymi wyborami moralnymi. Grafiką nie powala,ale też nie razi. No i sieki tu nie ma, raczej powolne budowanie napięcia i zombiaki max w liczbie 10 na początku gry.Ale historia jest naprawdę porywająca. Ciekawie by było jakby Pan rzucił okiem na tą pozycje i ją zrecenzował.
OdpowiedzUsuńPS.
Fajny opis skali używanej do opisu gier komputerowych:)
Jakoś mnie nie ciągnęło do Walking Dead, ale to pewnie przez, to że po drugim sezonie sam serial przestał mnie interesować. Niczego nie obiecuję, bo najpierw muszę nadrobić swoje zaległości odnośnie serialu właśnie(słyszałem, że już jest o wiele lepiej), nieomieszkam jednak rzucić okiem na jedno i drugie. Skoro już o tym mowa, to ostatnimi czasy o wiele lepiej bawiłem się przy serialu Z Nation, który gorąco polecam, a do recenzji którego przymierzam się w przyszłości. O recenzji seriali jednak napiszę wkrótce, bo będzie to dla mnie zupełnie nowe wyzwanie, z którym jeszcze się nie mierzyłem.
UsuńCieszę się, że skala ocen przypadła Panu do gustu. Może nie jest ona zbyt precyzyjna, ale sam jej opis to raczej zabawa konwencją - podobnie jak w przypadku skali, której używam do oceniania filmu. Myślę, że przede wszystkim kojarzy się z ocenami w szkole i ktoś, kto uważałby podobnie wiele by się nie mylił. Pozdrawiam :-)
@nocnypingwin @ Michał Pietrzak
OdpowiedzUsuńKocham jak udajecie, że się nie znacie "drodzy Panowie" :D
Tekst powiedział mi dużo o tej grze i już wiem, że jeśli ją kupię, to raczej w jakiejś dobrej promocji, tak jak zrobiłem z Dead Island. DI szybko mnie znudziło i nie byłem w stanie go skończyć. Podejrzewam, że wzbogacenie tego samego konceptu o free running, nie będzie w stanie przyciągnąć mnie do gry na dłużej.
Teraz ponieważ wystawiasz się na grad kul plutonu egzekucyjnego zwanego Internetem, pozwól że będę pierwszym bezlitosnym egzekutorem :D
Tak na szybko:
- "Plot rysuje się następująco:" - plot? Ja wiem, że mamy XXI wiek, globalną wioskę i wszyscy powinni to zrozumieć, ale większość złośliwców zje Cię za takie angielskojęzyczne wtręty w miejscach, które doskonale da się wypełnić polskim słowem. Unikaj tego!
- "W mieście Harran, wzorowanej na starożytną Turcję, wielkiej metropolii, wybucha epidemia zombie. Wcielamy się w postać Kyle’a Cranea(Roger Craig Smith[1]), który działając pod przykryciem, w opanowanym przez infekcję mieście Harran, ma za zadanie odnaleźć skorumpowanego agenta" - powtórzenia, to coś nad czym często nie panujesz. Jeszcze parę takich miejsc w tekście jest, dla przyzwoitości czepiam się tylko kilku. "Mieście Harran" pojawia się blisko siebie dwa razy. Za drugim razem usuń "mieście" lub "Harran" i będzie git :)
- "Twórcy bardzo zręcznie łączą bowiem w swojej grze znane i ogólnie przyjęte rozwiązania z innych produktów jak Assasins Creed, Fallout 3 czy TES IV: Skyrim." - z innych PRODUKCJI. Produkt to pasta do zębów, prezerwatywa i Lady Gaga ;p
- "Podczas rozgrywki, która ma na celu głównie unikanie bezpośrednich starć ze zgniłkami, spotkamy się głównie z parkourowymi akrobacjami," - spotykamy się ze znajomymi lub agresją innych ludzi. ;)
- "Za dnia ta statystka napełnia się przy okazji wykonywania zadań oraz wypadkowych działań związanych z pozostałymi dwoma współczynnikami," - nie rozumiem tego zdania :( Na pewno miało być "wypadkowych"?
- "Bardzo spodobały mi się motywy z przechwytywaniem biegnącego prosto na mnie zombie i wgniatanie go w pobliską ścianę, bądź rozgniataniem mu baniaka potężnym depnięciem" - brak konsekwencji form rozbija płynność zdania. Powinno być "motywy z przechwytywaniem biegnącego prosto na mnie zombie i wgniataniem go w pobliską ścianę..." Tym bardziej, że dalej piszesz dobrze :)
- "grać możemy pewnie ok. 40-50 godzin, co jest naprawdę niezłym jak na nasze czasy wynikiem dla tego typu gier" - może to subiektywne, ale "obecne czasy" brzmi i pasuje lepiej. W pewnym sensie lata 90 to też "nasze czasy" ;)
- "Niemniej jest to jakaś nowość warta zauważenia i jak najbardziej warta wypróbowania." - powtórzenia. Lepiej by było: "Niemniej jest to jakaś nowość GODNA zauważenia i jak najbardziej warta wypróbowania."
- "Często ten maraton stawał się tak nużący, że wyłączałem grę, żeby wrócić do niej dopiero po jakimś czasie gdy ochłonę. Często również..." Znów słowo "często" jest zbyt blisko siebie.
- "Ostatnim na co warto zwrócić uwagę jest fajnie zaplanowany termin premiery gry, który umożliwia eksploatowanie jej w okresie ferii zimowych." - W ogólnym pojęciu eksploatować możemy drogi, szyby naftowe lub samochód służbowy. Może nie jest to aż taki błąd biorąc pod uwagę, że SJP dopuszcza to słowo w znaczeniu "maksymalne wykorzystanie kogoś bądź czegoś", ale tak ogólnie nie pasuje do klimatu. Moim zdaniem bardziej by pasowało. "Ostatnim na co warto zwrócić uwagę jest fajnie zaplanowany termin premiery gry, który umożliwia eksplorowanie jej świata w okresie ferii zimowych."
Jestem potworem xD
Hehe, grammar nazi i demaskator:p
UsuńPotworem? Nie. Widać, że ten tekst jest pisany szybko i brak mi wprawy w opisywaniu gier komputerowych. Błędy również zostały słusznie zauważone. Popracuję nad tym, choć nie mogę obiecać, że od razu pozbędę się pewnych złych nawyków. Cieszy mnie niezmiernie, że ktoś podszedł do mojego tekstu tak krytycznie, gdyż nie pozwoli mi to spocząć na laurach. Liczę, że w przyszłości zapoznasz się z kolejnymi moimi publikacjami i dzięki takim kubłom zimnej wody będę mógł doskonalić swój warsztat. Wielkie dzięki, bo o to właśnie chodziło. Pozdrawiam i zapraszam do komentowania kolejnych wpisów.
UsuńWidzisz, zapewniłem Ci kubeł zimnej wody. Już nie musisz dawać kasy na ALS :D
OdpowiedzUsuńZ przykrością muszę przyznać, że jest to jedna ze słabszych recenzji jakie Pan opublikował, ale tylko w warstwie stylistycznej i gramatycznej. Jeśli chodzi o dostarczenie odbiorcy informacji, które pozwolą mu na jego własną ocenę gry, to nie mam większych zastrzeżeń. Nie kupuję natomiast tłumaczenia o tym, że brak Panu wprawy w recenzowaniu gier - recenzja Alien Isolation była na bardzo wysokim poziomie. Bieżąca publikacja pozwala zapoznać się z opisywanym przez Pana tytułem, choć może za bardzo rozciągnął Pan czas gry(mnie całość zajęła ok. 25 godzin, a nie męczyłem tej gry na potęgę). Przemilczał Pan również kwestię quarantine zones, ale może to i dobrze - to w końcu nie solucja, czy analiza, ale recenzja; nie ujawniajmy wszystkiego na raz. Proszę się nie zrażać, choć jak widzę krytyka Panu nie straszna. W opisie swoich intencji wyszedł Pan z bardzo słusznego założenia, które Pan kontynuuje. Ćwiczenie czyni mistrza. Czekam na recenzję filmu, który wygra w ankiecie :-)
OdpowiedzUsuńTłumaczenie się nie miałoby sensu. Chciałem nawet swojego czasu poprawić ten tekst, ale stwierdziłem, że tego nie zrobię, bo wówczas blog stałby się w pewien sposób zakłamany. Widzę jednak, że istotnie będę musiał więcej niż raz sprawdzać to co napisałem zanim to opublikuję :-). Zapraszam do ankiety jaką zamieściłem na Facebook'u. Jeszcze raz dziękuję za uważne przyjrzenie się temu tekstowi, zarówno Nocnemupingwinowi i Pusciferowi jak i Tobie, Gatsby. Pozdrawiam.
Usuń