Nigdy nie sądziłem, że o
filmie-marce, jaką z całą pewnością jest stworzony w 1953 roku przez Iana
Fleminga agent specjalny James Bond, napiszę źle. Nie podejrzewałem również, że
ktoś może być na tyle nieodpowiedzialny żeby taką serię zniszczyć. A jednak.
Stało się. To chyba pierwsza recenzja jaką piszę z naprawdę ciężkim sercem. To
jakby wydać wyrok na przyjaciela, ale cóż… skoro 007 posiada licencję na
zabijanie, to ja sięgnę po swoją, na pisanie prawdy.
W
Spectre(2015) skończyły się pomysły,
sugestie i scenariusze, zaczęło[1] się wydziwianie, psucie konwencji
i absurdalne zmienianie na siłę czegoś co samo w sobie jest idealne i
skończone(jeśli chodzi o pewne formalne, obowiązkowe elementy, które wiążą się
z postacią Bonda[2]).
Naturalnie seria ma na koncie swoje słabsze odsłony o czym świadczą przychody z
filmów z udziałem George’a Lezenby czy Timothy’ego Daltona, ale przecież Daniel
Craig zbudował już sobie świetną pozycję jako Agent 007 i moim zdaniem
przekonał widzów do siebie. Tym bardziej dziwi miałkość jego najnowszej aktorskiej
kreacji[3]. Do tej pory udawało mu
się pokazać Bonda w jego prywatnym, wyjątkowym wykonaniu. Podkreślił to
najwidoczniej w Skyfall(2013) gdzie jego
Bond został poniekąd zdemaskowany i sprezentowany widzowi z perspektywy
niebywale dotąd bliskiej - to demaskowanie i odsłanianie ludzkich cech agenta
rozpoczęło się oczywiście od pierwszego występu Craiga w Casino Royale(2006). To było do przyjęcia bez większych
wątpliwości, ale czy wyobrażacie sobie, że film o 007 może być nudny? Cóż,
jeśli nie, to zapraszam do kin. Ostrzegam jednak, że możecie doznać sporego
szoku, lub w najlepszym wypadku zawodu.
To za co należy pochwalić Spectre to solidnie zmontowane sceny
walki i pościgów. Choć to marna pochwała, bo po tej serii oczekujemy tego w
naturalny sposób. Do tych nielicznych zalet można zaliczyć jeszcze muzykę w wykonaniu Thomasa Newmana oraz piosenkę
otwierającą, którą zaśpiewał Sam Smith, a do której przekonałem się, ale nie od samego początku. Dopiero
analizując ją sobie w domu zwróciłem uwagę, że w sumie pasuje do całości
obrazu. Nie jest to znów poziom Adele, ale jest do przyjęcia i ma szansę coś
sobą ugrać. Naprawdę nie ma tutaj wiele więcej(choć tutaj podkreślę, że to
oczywiście subiektywna opinia). Po prostu solidnie zrobiony film. Kolejna
ładna, lecz niestety pusta szkatułka.
Potencjał
aktorski był zaprawdę niesamowity, ale niestety zawiodłem się na całej linii i
miałem nieodparte wrażenie jakby Bellucci i Waltz pokazali się w Bondzie tylko
na zasadzie zdobycia fejmu, czy pstryknięcia sweet foci w fajnym miejscu.
Katastrofalne marnotrawstwo wielkich nazwisk, ale kogo to obchodzi – widz dla
nich pójdzie do kina, więc film zarobi swoje[4].
Wracając do klasycznej konwencji, o
której pisałem: w Spectre znajdziemy
bez problemów te stałe fragmenty układanki, lecz nie stworzymy z nich pełnego,
zadowalającego nas obrazu. Wszystkiego jest zwyczajnie za mało. Miałem wrażenie
jakby cały film był robiony na przysłowiowe „pół gwizdka”. Pytanie, komu się
nie chciało zrobić tego jak należy?
Idąc
za tropem tytułu można stwierdzić, że kreacja postaci, pomysł scenariusza i
jego przeniesienie na ekran dają jedynie cień, widmo tego za co kochamy świat
Jamesa Bonda. Mało, że obraz jest przeciągnięty(senne, sentymentalne scenki z
życia, które miały chyba na celu oddanie głębi postaci – całkowicie nieodczuwalne
i chybione zabiegi), to rozwiązania jakie serwuje się nam w momentach napięcia
są dziecinne, naiwne i daleko odstające od oczekiwanego poziomu. Po Skyfall każdy widz miał prawo domagać
się czegoś spektakularnego, tymczasem otrzymaliśmy film do bólu przewidywalny,
przeciętny i gubiący ducha całej serii. Zakończenie przybiło ostatni gwóźdź do
trumny, ale o tym musicie się już sami przekonać. Od siebie dodam tylko, że
było to po prostu niedopuszczalne i może się obronić jedynie jeśli ten 24 film
ma być ostatnim, ale na to nie ma najmniejszych szans. Można zatem liczyć
jedynie na to żeby kolejne filmy z Agentem 007 wróciły honor serii i dobre imię
Jamesa Bonda.
Ocena: 2/6
[1]
Zaczęło się dokładnie przy produkcji filmu Casino
Royale(2006), kiedy to postanowiono de novo spisać biografię Jamesa Bonda.
[2]
Pewnymi stałymi elementami w przygodach Bonda są oczywiście jego kobiety,
samochody, drinki oraz nierozerwalny mariaż ze śmiercią . Do tego można
zaliczyć jeszcze specyficzne poczucie humoru oraz jego wrogów i sojuszników,
którzy również są w pewien sposób niezmienni. To wszystko buduje postać Agenta
007 nie tylko jako super szpiega, ale jako marki, symbolu, czegoś w rodzaju
super bohatera. Tych elementów zwyczajnie nie wolno zmieniać, bo to właśnie je
pokochali widzowie wiernie śledzący przygody Bonda.
[3]
Szok jest tym większy, że osobiście uważam Skyfall(2012)
za najlepszą w historii część Bonda(rekordowy przychód 1 108 561 008
$) – paradoksalnie poprzez zagranie odwróconą(ale jednak konsekwentną wobec
klasycznej)konwencją.
[4]
Ostatnimi czasy wydaje mi się, że coraz więcej produkcji bazuje na takim niskim
poszanowaniu inteligencji widza i jego przyzwyczajeń. Niewybaczalne.
https://m.youtube.com/watch?v=ZUS_dyq7Il8
OdpowiedzUsuńHa! Jak miło wiedzieć, że nie jestem osamotniony w swojej ocenie tego filmu. Dziękuję za ten wpis Anonimie. Lubię oglądać wstawki pana Jakuba, a ta, tak podobna do mojej opinia o najnowszym filmie z Bondem, utwierdza mnie w przekonaniu żebym pisał dalej. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńRecenzja dobra bo krótka, też uważam że nie ma sensu rozpisywać się na temat "Spectre". Troszkę dziwi mnie to że autorzy powyższego dzieła wcześniej mieli styczność z innymi filmami o Bondzie oraz współpracowali z Craigiem, nawet jeżeli faktycznie nie ma się nowych pomysłów (w co wątpię, bo wystarczy się bardziej postarać) to lepiej sobie odpuścić robienie filmu na siłę albo zatrudnienie inną świeża ekipę. Co do przewidywalności nie do końca się zgodzę, ponieważ w tej części, nad Bondem wisi dobry duszek który w tajemniczy, niezrozumiały i głupi sposób pozwala bohaterowi przeżyć, chodź decyzje które podejmuje super agent są na poziomie kolegi po fachu Johnny'ego Englisha.
OdpowiedzUsuńPiosenka fajna, niewykorzystany potencjał aktorów drugoplanowych, mało gadżetów, za długi. Ogólnie zgodzę się z autorem, poczekajmy na kolejną odsłonę, może odbuduje poziom serii.
Piosenka, jak się niedawno okazało, wręcz oskarowa. Szkoda, że cała reszta tak zawiodła. Ponieważ jednak marka Bonda, to skarbonka bez dna, to istotnie trzeba nam mieć nadzieję na poprawę stanu rzeczy w kolejnych częściach. Bond miał już swoje wzloty i upadki, ale z absurdami takimi jak w Spectre się jeszcze nie spotkałem. Potworne marnotrawstwo potencjału i wcześniejszych, silnych i wręcz elementarnych wątków. Czas pokarze, tymczasem, dziękuję za wpis :-)
OdpowiedzUsuń