Dwadzieścia
dwa lata temu miała miejsce premiera gry Warcraft:
Orcs and Humans. Od tamtej pory wyszło już czternaście gier z tej serii(z
dodatkami), włączając w to RTS’y, MMORPG oraz karciankę Hearthstone. Blizzard ma to do siebie, że determinuje z łatwością
pewien rynek zbytu i nadaje mu, sobie tylko osiągalną estetykę i jakość. Stało
się tak w przypadku gier, których wygląd i grywalność zmienili na zawsze
zaledwie kilkoma swoimi tytułami. Czy jest jednak szansa, że stanie się tak w
przypadku medium jakim jest kino? Szczerze wątpię. Komputerowe efekty jeszcze
długo nie mają realnych szans na wyparcie prawdziwych aktorów i planów. Jeśli
jednak przenosimy na ekran coś co prawdziwe nigdy nie było i nadajemy temu nową
szatę graficzną, to trzeba przyznać, że cudowne dziecko Blizzarda jakim jest
marka Warcraft, ma duże szansę na stanie się jedną z niewielu tak idealnych
filmowych adaptacji gier komputerowych.
Aktorzy
zostali dobrani całkiem trafnie, choć Travis Fimmel w roli Lothara niewiele się
dla mnie różnił od granego przez siebie Ragnara Lothbroka z serialu Vikings. Jest przekonujący, ale szczerze
mówiąc wypada słabo na tle reszty ekipy. A szkoda, bo Anduin Lothar to postać,
która zasłużyła na nieco solidniejszą prezentację. Ben Foster rewelacyjnie
odegrał postać Medivh’a, zaś Paula Patton sprawiła, że nawet Garona Halforcen
zyskała na uroku osobistym. Wesoło było również obserwować młodego Khadgara w
wykonaniu Bena Schnetzera. Miałem wrażenie jakbym oglądał nieco mniej
rozgarniętego i o wiele młodszego Gandalfa, po prostu urocze. Wszyscy orkowie
są przedstawieni po mistrzowsku: wodzowie są charakterystyczni i rozpoznawalni,
a sama horda dzięki misternym efektom CGI połączonym z pracą charakteryzatorów
robi ogromne wrażenie i wydaje się równie realna co walczący z nią ludzie.
Wszelkie magiczne istoty także zostały ukazane nad wyraz realistycznie, może
poza golemem, ale o tym sami już musicie się przekonać i ocenić, moim zdaniem
mogło być lepiej.
Historia
z jaką się spotykamy nie musi walczyć o nic, ona wygrała już swoje dwadzieścia
dwa lata temu, po premierze i sukcesie Warcraft:
Orcs and Humans. Szkoda, że tak wielu zapomina o tym przy wystawianiu
swojej oceny temu obrazowi. Halo! Macie do czynienia z czymś co zdominowało
świat fantasy na wielu płaszczyznach, nie tylko gier komputerowych! Od prostych
karcianek i klasycznych sesji RPG, poprzez książki i komiksy, na cosplay i
wszelkiej maści eventach związanych z marką kończąc. To świadectwo, którego nie
zmażecie swoją ignorancją, na całe szczęście. Film bezbłędnie ukazuje
wydarzenia, które dotąd mogliśmy śledzić grając w Warcrafta. Opowieść jest
spójna, logiczna, a co najważniejsze nie wymaga od nikogo wcześniejszej
znajomości świata czy postaci. Historia potrafi nas więc wciągnąć, a nawet
zaskoczyć i wzruszyć. Bez różnicy na to czy graliśmy w Warcrafta, czy tylko o
nim słyszeliśmy, mamy szansę obserwować jedne z najdonioślejszych wydarzeń na
arenie jego dziejów w zupełnie nowej odsłonie(stylistycznie ma się rozumieć,
nie ma bowiem mowy o nieścisłościach czy różnicach w opowieści).
Niektórzy
krytycy starają się równać film z grą(w warstwie estetycznej), myślę jednak, że
to najgorsze co można zrobić. Oba media mają różny sposób wyrazu i nawet pomimo
tego, że bazują na sztuce wizualnego przekazu, to przecież angażują odbiorcę w
zupełnie inny sposób. Należy zatem pamiętać, że film Warcraft będzie się starał powtórzyć i opowiedzieć znaną historię,
jednakże w swój unikatowy sposób, narzędziami jakie dane są sztuce filmowej nie
zaś przemysłowi gier komputerowych. Znak równości można tutaj postawić jedynie
gdy mówimy o fabule, która jak pisałem została przedstawiona w bardzo dobry i
przystępny dla każdego sposób. Przyrównywanie więc filmu do poszerzonego intra
mija się dla mnie w tym wypadku z celem, podobnie jak twierdzenie, że jest on
tylko eksperymentem, który ma na celu usprawnianie grafiki filmików w samej
grze.
Jest
również kwestia znaczeniowa czy wartościująca ten obraz. Nie jest to z
pewnością film, który będziemy mogli porównywać jakościowo z Lord of the Rings(do pięt mu nie dorasta
szczerze mówiąc, więc na razie o tym zapomnijcie), ale jeśli nie będziemy na
siłę starali się zrobić z niego monumentalnego obrazu, to czeka nas doskonała
przygoda, która na pewno na jednym filmie się nie skończy. W zasadzie to już
nie mogę się doczekać żeby obejrzeć pojedynek na szczycie Mroźnej Iglicy...
Jak pisałem wcześniej na blogu
chciałbym dorzucić jeszcze parę słów od siebie. Dla znawców, którzy przecież
film już i tak obejrzeli (być może jak ja, po raz enty), dodam tylko, że
chronologicznie każda postać staje się legendą i legendą umiera w momencie, w
którym trzeba. Są tam nieznaczne wahania fabuły, ale pamiętajmy, że
przetworzenie tej historii na taśmę filmową wymagało pewnych szybszych, lub
nieco logiczniejszych rozwiązań – tym bardziej, że Blizzard nigdy nie
potwierdził do końca informacji o pewnych postaciach. Zdajemy się więc na
fantazję i logikę twórców, które moim zdaniem nie zawiodły.
Czemu
aż 5/6? Otóż ten film traktuję niemal identycznie jak najnowszą serię
Gwiezdnych Wojen – po prostu poczekajmy i dajmy tej marce szansę. Ocenimy to
surowiej po drugim, trzecim, filmie z rzędu. Na razie nieco zbyt mało tego
jest, ale początek jest mega obiecujący.
To na co chciałbym dodatkowo zwrócić
uwagę, to muzyka. Ramin Djawadi może być słabo znanym twórcą, ale gdy wczytać
się w jego dokonania, to od razu widać, że ma doświadczenie zarówno w komponowaniu
muzyki do gier, serialów i filmów pełnometrażowych. W tle usłyszymy oczywiście „Nolan’owskie
trąby”, ale ten film bez tego uderzenia chyba by się nie obszedł. Do tego znane
motywy z gry, które nie są o dziwo nadużywane, ale zręcznie wplecione w całość
obrazu. Dzięki temu muzyka może spodobać się zarówno zdobywcom Azeroth, jak i
zupełnie nowym gościom świata Warcrafta. Nie jest tak ilustrująca jak podkład
do wspomnianego The Lord of the Rings, ale
wyraźnie podkreśla każdy istotny wątek filmu.
Ocena: 5/6
Recenzję możecie przeczytać także na portalu Grabarz Polski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz