Miałem
spore obawy przed pójściem do kina na nowych Power Rangers. Przypomniałem sobie jakim kiczem trącił serial,
który oglądałem w telewizji będąc jeszcze dzieckiem. Po zastanowieniu uznałem
jednak, że skoro wówczas dostarczał mi on niezłej rozrywki, to może i tym razem
się nie zawiodę? Wbrew opiniom znajomych, oraz kilku mocno haterskich i jak się
okazało wyssanych z palca recenzji, ciekawość i niekryty sentyment do minionych
czasów zwyciężyły i usiadłem wreszcie w kinowym fotelu. Pocieszałem się faktem,
że Power Rangers koniec końców
wywołało zarówno w Stanach jak i w Polsce niemałe, pozytywne zamieszanie wśród
młodzieży, a przecież sam serial mimo swojej tandetnej estetyki stał się
kultowy.
Muszę
przyznać, że w trakcie seansu targały mną skrajne uczucia. Od rozczarowania i
irytacji, po niedowierzanie, aż wreszcie absolutnie pozytywne zaskoczenie. Wyszedłem
z kina ze świadomością, że może właśnie widziałem jedną z większych filmowych
niespodzianek tego roku. Film mało znanego reżysera o charakterystycznie
brzmiącym nazwisku, Deana Israelite, pozwolił mi wrócić na chwilę do świata
dzieciństwa. Poczułem się tak, jakbym znalazł w szafie dawno zagubioną zabawkę,
którą tak uwielbiałem się kiedyś bawić. Nie zawiodłem się również na czymś o
czym byłem prawie pewien, że zostanie spieprzone: na powracającym motywie z Power Rangers, który chcąc nie chcąc
jest jednym z najbardziej rozpoznawalnych heroicznych motywów muzycznych. Został
wykorzystany, w dodatku dokładnie tam gdzie powinien, za co twórcom bardzo
dziękuję.
Film
Israelite’a znacznie odbiega swoją estetyką od znanych nam seriali z końca lat
dziewięćdziesiątych. Przypomina raczej kolejną część serii Transformers, z której nawet zdarza mu się żartować. Wybór ten
sprawia, że Rangersi są nieco mniej tandetni i nieco bardziej młodzieżowi, a to
właśnie nastolatkowie stają się głównym targetem tego obrazu. Nie oznacza to
jednak, że starszej widowni będzie się on mniej podobał, zwłaszcza tej części
która pamięta jeszcze serial. Nowy wygląd wojowników oraz ich Zordów, a także
Rity(Elizabeth Banks) i jej armii potworów sprawdził się moim zdaniem
znakomicie i tylko czekać na rozwój wskrzeszonego uniwersum Power Rangers.
Jeśli
chodzi o historię, to nie jest źle, tym bardziej gdyby miało się naście lat i
niewygórowane oczekiwania. Otrzymujemy sensowne wprowadzenie, które zostaje
później zgrabnie rozwinięte. Parę logicznych wpadek później, kilka niewybrednych
żarcików, oraz odrobina ckliwych historii obrazujących kolejno naszych młodych
bohaterów i wreszcie ekipa Israelite’a ma możliwość pokazania widzowi tego na
co czekał: walka, morfowanie, ogromne roboty oraz ostateczna bitwa Mega Zorda i
olbrzymiego monstrum stworzonego przez Ritę Repulsę. Śmiało można odznaczyć
wszystko czego takiemu filmowi było trzeba. Gorzej to wypada po przyjrzeniu się
z bliska. Doświadczymy bowiem kilku cudownych wskrzeszeń oraz masy absurdalnych
i szczerze mówiąc niewiele wnoszących pogadanek. Można powiedzieć, że autorzy
postawili na hasło „w jedności siła” i jemu tylko podporządkowali wszelkie
działania bohaterów mających na celu przekucie niesfornych nastolatków w
obrońców naszej planety. Droga do udowodnienia, że Power Rangers są istotnie coś warci nie jest więc usłana różami.
Ostatecznie nie wydała mi się także stąpaniem po rozżarzonych węglach, także
jeśli zależy nam na dobrej zabawie, to naiwność współczesnego kina
blockbusterowego jaka przejawia się w tej produkcji po całości, nie zepsuje nam
satysfakcji z seansu. Można przez to przebrnąć i bawić się naprawdę dobrze. W
zasadzie jedyną rzeczą jaka mnie w obrazie irytowała jest pokrętna poprawność
polityczna amerykanów, przez którą totalnej zmianie uległa znaczna część załogi
Rangersów jak, Zack(Ludi Lin), Trini(Becky Gomez), czy wreszcie Billy(Ronald
Cyler). I tak oto w myśl za galopującym zachodem czarne nie jest już czarne,
żółte nie jest żółte, a niebieskie… najwyraźniej „blue is new black” jak to się
ostatnio popularnie mawia.
Poza zmianami „kosmetycznymi” Rangersi wracają w naprawdę
dobrej formie i pozytywnie rokują na przyszłość. Myślę, że to obowiązkowa
pozycja dla wszystkich, którzy oglądali kiedyś serial w TV. Jak już wcześniej
pisałem, wszystko wskazuje na to, że to tylko początek nowych przygód Power Rangers, nie spieszcie się zatem z
wychodzeniem z kina po napisach końcowych.
Ocena: 4/6
Recenzję można przeczytać także na portalu Grabarz Polski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz