Kino z pod znaku superbohaterów
Marvela, czy innych im podobnych herosów, zaczyna się pomału przejadać.
Naturalnie będzie to jeszcze przez długi czas doskonała rozrywka, zauważam
jednak, że publiczność coraz krytyczniej podchodzi do filmów tego rodzaju – i
nie jest to tylko i wyłącznie wynikiem porażki filmowego uniwersum DC.
Przyczyną tych tarć może być choćby to, że widzowie wymagają coraz więcej i nie
wystarczy im prosta historia naszpikowana efektami, ani nawet to, że ich
ulubiona figurka z dzieciństwa ożyła na wielkim ekranie. Powtarzalne do bólu
motywy, których desperackie próby modyfikacji spełzają na niczym, również nie
poprawiają sytuacji. Wszyscy potrzebujemy czegoś więcej niżeli tylko
blockbusterowego kina atrakcji, które zawiłością narracyjną często nie wybiega
poza telewizyjne sitcomy(do których taśmowe produkcje Marvela są często
porównywane, nie bez przyczyny zresztą).
Powiewem
świeżości, który skradł serca wszystkich był film Guardians of the Galaxy(2014). Nie tylko przyciągnął do kin więcej
amatorów Marvela, ale również wytyczył pewne nowe wzorce dla kolejnych
produkcji wytwórni. Po tak spektakularnym sukcesie na barki Pana Jamesa Gunn’a(reżyser)
spadł ogromny ciężar nakręcenia kontynuacji przygód zakręconej ekipy
Star-Lorda(Chris Pratt). Po trzech latach wreszcie doczekaliśmy się owego
obrazu, niestety to, czy sprostał on swojemu poprzednikowi zostaje nadal
kwestią dyskusyjną dla jego odbiorców. Być może Guardians of the Galaxy Vol.2(2017) podbiło boxoffice w pierwszym
tygodniu projekcji, ale czy tylko słupki mają definiować to jak dobry jest
film? Widzowie wybrali się tłumnie do kin z powodu sukcesu pierwszej części,
przyjrzyjmy się więc czy kontynuacja również zasłużyła na atencję, czy może
jest kolejną akcją „odcinania kuponów”?
Jeśli chodzi o warstwę wizualną, to
nie ma tutaj wiele do zarzucenia. Otrzymujemy taką samą, przyjemną i kolorową
salwę fajerwerków jak w pierwszej części. Nie brakuje galaktycznych pościgów,
strzelanin i zapierających dech w piersiach kosmicznych krajobrazów. Kino
naszych czasów i tak pomału zamienia się w coś na kształt trójwymiarowych obrazów
Pollock’a, więc o jakości efektów nie ma się co rozpisywać – takie jak wszędzie
z naciskiem na te, wspomniane „kosmiczne krajobrazy”. Naprawdę ładniutkie.
Fabularnie
niby również nie ma nic do zarzucenia, ale mogłoby się to wszystko nieco bardziej
pogmatwać. W chaotycznym wstępniaku, w którym nasi bohaterowie tłuką się z
galaktycznym monstrum następuje krótkie wprowadzenie postaci. Tak, to jest
Quill, Star-Lord, a to jego nieformalna laska Gamora(Zoe Saldana), tam lata szalony
wiewiór Rocket(głos: Bradley Cooper), którego drewniany kompan Baby Groot(głos:
Vin Diesel) tańczy sobie radośnie w rytm młócki, i wreszcie maniakalny mięśniak
Drax(Dave Bautista), który najwyraźniej nie rozumie, że skóra antagonisty
mającego iść pod nóż jest tak samo gruba na zewnątrz jak i od środka. Ot, cała
wesoła banda, której historie zostaną nieco bardziej pogłębione w filmie, ale
tylko nieco, bo cała uwaga skupia się koniec końców na Quill’u i niespodziewanym
pojawieniu się jego ojca(?), Ego(Kurt Russell). Niemały wkład w całą historię
będzie miał także Yondu(Michael Rooker), którego postać może śmiało rywalizować
o czas ekranowy z Draxem, który moim zdaniem kradnie cały film. Dowiemy się
między innymi o jego relacjach z Quillem, a także o tym co łączy go z postacią
Marry Popins. Będziemy mogli również podziwiać jego wyczyny strzeleckie w
zespole z Rocketem – ci dwaj to maniacy! Niestety nie doczekamy się rozwinięcia
romantycznego wątku między Star-Lordem a Gamorrą(być może Pan Gunn, zachowuje
to na kolejny film?). Nie zabraknie jednak rodzinnej, międzygalaktycznej atmosfery,
wielkich powrotów i wyciskających łzy scen pojednania po latach. Podobnie jak
sceny walki czy pościgów, wszystkie te wydarzenia całkiem zgrabnie ilustrują
nam hity z minionych epok, które za sprawą filmu mają szansę się uaktualnić i
ożyć na nowo.
Każdy
kto czeka na wyjaśnienie roli cameo Stana Lee będzie mile połechtany. Swoje
pięć groszy mógł dorzucić nawet Sylvester Stallone, który pojawia się w roli
Stakara Ogorda, czyli Starhawka(czyżby jakieś kolejne, dalekosiężne plany
produkcyjne Marvela?)
Guardian of the Galaxy
Vol.2 jest więc całkiem przyjemnym, rodzinnym filmem.
Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie to, że na siłę upychany jest w nim żenujący
miejscami humor, który rozprasza widza, a wątki o których wspomniałem są potraktowane
po macoszemu. Piękna oprawa graficzna skrywa istotnie poważne problemy, ale są one
za mało wyeksponowane przez co nie zyskują odpowiedniej uwagi widza, który
rozpraszany głupawymi żarcikami skupia się raczej na akcji i efektach niż
realnych problemach jakie próbuje przekazać obraz. Wszystkie, te tanie sztuczki
i nieśmiałość w ukazywaniu realnych problemów, czy pogłębienia swoich postaci
dziwi mnie niezmiernie, tym bardziej, że Marvel w tym roku udowodnił, że
potrafi wypuścić film, który będzie poważny i zapewni solidne kino nie tylko
rzeszom małolatów, ale i dorosłemu widzowi – patrz Logan(2017). Naturalnie w Strażnikach nie brakuje momentów wzruszających,
jednakże wspomniany przeze mnie komizm w odróżnieniu od pierwszej części wydaje
się być robiony na siłę i pod publiczkę rujnując w ten sposób potencjał
całości. Zagraniczni recenzenci często zauważają również niepokojącą tendencję
do pokazywania wręcz masakry przeciwników w rytm wesołych kawałków z lat 40-60.
Dla wrażliwszych widzów może to być coś niesmacznego, ale właśnie dlatego
przygrywa nam muzyczka – to może nico pokręcone i upiorne, ale moim zdaniem nie
ma się co na siłę nakręcać. Bywało gorzej.
„Jedynka”
Strażników odniosła spektakularny sukces poprzez zaskoczenie widzów zupełnie
nową formą oraz postaciami. Kontynuacji było nieco ciężej osiągnąć ten efekt,
to oczywiste. Niestety jeśli pierwsza część tej opowieści obroniła się w sposób
naturalny, to druga raczej krzyczy o jej wysłuchanie. Jest to oczywiście film
godny uwagi, ale niestety już nie wybijający się w twórczości Marvela. Kto wie,
może kolejne wybryki kosmicznych palantów podbiją stawkę? Pamiętajcie tylko
żeby za szybko nie wychodzić z kina J
Moja ocena: 4/6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz