To będzie krótka recenzja. Liczę, że po jej przeczytaniu zaoszczędzicie nieco czasu i nie będziecie musieli doświadczać tortur jakich przysporzyło mi oglądanie najnowszego potworka Pana Kurtzmana(Star Trek; Transformers: Zemsta Upadłych). Mumia, bo o tym „filmie” mowa, na chwilę obecną zajmuje zdecydowanie pierwsze miejsce na liście najgorszych filmów tego roku.
Ciężko jednoznacznie stwierdzić co poszło nie
tak, bo zarówno obsada, jak i twórcy to całkiem doświadczeni ludzie, którzy
mają już na koncie sukcesy w branży. Poważnie, zajmowali się tym faceci, którzy
tworzyli dla przykładu Park Jurajski czy Stowarzyszenie Umarłych Poetów!
Tymczasem scenariusz Mumii, wydaje się być pisany na kolanie. Kłębią się w nim
idiotyczne pomysły i luki narracyjne, a w dodatku za dużo w nim rozwiązań w
stylu deus ex machina. Naiwne, tanie, a sfilmowane równie powierzchownie co
zagrane. Tom Cruise i Russell Crowe muszą mieć niezłe dziury w domowych
budżetach skoro zgodzili się wziąć udział w tej pokręconej paradzie.
Zastanawiacie się pewnie o co tyle szumu i skąd
te fale krytyki? Naprawdę nie wiem od czego zacząć. Otóż wyobraźcie sobie film,
w którym super tajna agencja pod przywództwem Doktora Jakylla/Pana Hyde’a ściga
wszelkie znane z kultury potwory(Draculę, Monstrum z Bagien, Krakeny, kosmitów
etc.). Wreszcie trafiają na trop Mumii, która rozbija się po Londynie i
wskrzesza armie nieumarłych krzyżowców, którzy dawno temu buchnęli jej
świecidełko niezbędne do sprowadzenia na świat boga śmierci. Mało? Dopowiem Wam
tylko, że naszą antagonistkę z wiecznego snu wybudza chciwy i niezbyt
elokwentny rabuś grobowców(to byłoby nawet na miejscu), który chwilę później
kasuje swojego najlepszego kumpla – tylko po to aby ten mógł wrócić i
podpowiadać mu co robić w najtrudniejszych momentach. Widać, że twórcy oglądali
Amerykańskiego Wilkołaka w Londynie, szkoda że nie poszanowali tego obrazu i
prostacko ukradli jego pomysł. Trochę jakby pisał to podjarany kinem grozy
grafoman z piątej klasy szkoły podstawowej co? A jednak, to właśnie z grubsza
jest opis „obrazu” na jaki z wielkim poświęceniem się dla Was wybrałem.
Po raz kolejny fabryka snów zrobiła mnie w konia.
Z zapowiadającego się całkiem ciekawie horroru została jedna charakterystyczna
dla stylu cecha, choć może nieco inaczej się przejawiała: chciałem jak
najszybciej uciekać z kina. Wszyscy, którzy wzięli w tym udział powinni się
wstydzić niskiego i prostacko wykonanego skoku na kasę. Wam natomiast szczerze
obraz odradzam i polecam poczekać na prawdziwe horrory, których premiery już
niedługo(jak zwykle w okresie wakacyjnym) zaczną napływać do kin.
Ocena: 1/6
Recenzję można przeczytać także na portalu Grabarz Polski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz