Na
wstępie pragnę zaznaczyć, że pozytywne
oceny jakie zbiera Thor: Ragnarok, są
jak najbardziej zasłużone. Film nie tyko zdołał ocalić box office, ale także
udowodnił, że Marvel nie pokazał nam wszystkiego i możemy się dzięki nim
spodziewać przedniej rozrywki jeszcze przez długi okres czasu. Możliwości są w
zasadzie niewyczerpane, a firma nie boi się angażować i podejmować nowych
wyzwań. Przyznam, że wybór Taiki Waititiego jako reżysera mnie zaskoczył, ale
to głównie dzięki niemu właśnie, nie mogłem się doczekać żeby zobaczyć ten
film. Obrazy takie jak odautorski Eagle
vs Shark(2007), czy iście Pythonowski mockument What We Do in the Shadows(2014), nie wspominając już o rewelacyjnych
krótkich metrażach od których zaczynał, udowodniły, że w świecie filmu pan
Waititi czuje się jak ryba w wodzie. W dodatku angaż do takiej superprodukcji jak
Thor, otwiera przed tym niesamowitym
filmowcem nowe możliwości, które z całą pewnością, czego mu szczerze życzę,
wykorzysta w odpowiedni sposób.
Najnowsza odsłona przygód Gromowładnego(Chris
Hemsworth) wywraca jego świat do góry nogami. Musi połączyć siły z Lokim(Tom
Hiddleston) aby zapobiec zniszczeniu Asgardu i wygrać z ich demoniczną siostrą
Helą(Cate Blanchett). W drodze do finałowej potyczki bogów utkniemy na
planecie-wysypisku, na której panuje klimat rodem z The Hunger Games: szurnięty Arcymistrz(Jeff Goldblum) organizuje
sobie tutaj walki na arenie, a żeby było mało jego głównym gladiatorem jest
nikt inny jak Hulk(Mark Ruffalo). Łatwo nie będzie. Thor musi zmierzyć się nie
tylko ze swoją siostrą, boginią śmierci, ale także z przeszłością i samym sobą.
Film jest pełen zaskakujących momentów, które niewątpliwie zmienią naszych
bohaterów na dobre, a zmiana klasycznego wyglądu głównego protagonisty, to
tylko jeden z nich.
Ragnarok w sposób
niezwykły zestawia ze sobą występujące w nim postaci. Bogowie, kosmici, ludzie.
Cała mieszanka jaką twórcy miksują na kosmicznym odludziu jest niezwykle
kolorowa i swoją różnorodnością kojarzy się z takimi filmami jak Star Wars, czy niedawno grany Valerian. To właśnie w zderzeniach
różnych postaci widać ogromną pracę jaką musiał włożyć w swoje dzieło Waititi.
Dzięki jego specyficznemu podejściu udało się uzyskać Marvelowski,
superbohaterski film, który ma głębię i mieści w sobie poza świetną zabawą,
rozwój wewnętrzy postaci, a także ich wspólnych relacji. Dialogi są bezbłędne:
budują atmosferę, śmieszą i wzruszają. Tworzą również historie, których twórcom
mogłoby nie udać się upchnąć w i tak niekrótkim czasie trwania filmu. Głównie
dzięki nim udaje się zachować w filmie balans między komizmem a powagą.
W scenariuszu wyraźnie widać dominantę schematyczną
z Guardians of the Galaxy, ale to w
niczym nie umniejsza tej produkcji. Wręcz przeciwnie. Dzięki temu właśnie
będziemy mogli odbyć kolejną zapierającą dech w piersiach przygodę, upstrzoną
zabawnymi sytuacjami i dialogami. Nie można winić Marvela za powtarzanie
pewnych schematów, tym bardziej jeśli w dalszym ciągu wszyscy zgodnie
stwierdzają, że nakręcają one dobrą zabawę. Czekają nas zatem walki(te epickie
i te mniej), pościgi, strzelaniny, szalone ucieczki, a także momenty namysłu i
refleksji. Wszystko w rytm zaskakującej muzyki skomponowanej przez Marka
Mothersbaugh’a. Dodam, że mój szok epickiego podkładu dla Thor: Ragnarok, wynikał z tego, że jego twórca tworzył muzykę głównie
do filmów dla dzieci i lekkich komedyjek(z niewielkimi wyjątkami). To wszystko
dopełniają Led Zeppelin i uroczy, jednorazowy występ Gene’a Wilder’a(tak, to
ten od pierwszej Fabryki Czekolady). Nie sposób się na tym filmie nudzić!
Trzymanie się pewnych powtarzalnych schematów
wychodzi filmowemu uniwersum Marvela na dobre. A gdy do tego angażuje się tak
niezwykłego reżysera jak Taika Waititi, dostajemy dzieło, które wybija się
wyraźnie ponad resztą. Thor: Ragnarok, to
z całą pewnością film tak rewolucyjny i znaczący dla Marvela jak pierwsi Avengers, czy wspomniani już Guardians of the Galaxy. „Blond Młot” i
ekipa spuszczają naprawdę niezły łomot; Hulk wychodzi z wanny, a poirytowana
herod baba przerabia jednego gościa na żel, rytualną „zabij-go pałą!”. Jeśli
chcecie zobaczyć to i nieco więcej pokręconych akcji mających na celu ocalenie
świata, to zapraszam do kin. Nie rozczarujecie się.
Ocena: 6/6
Recenzję można przeczytać także na portalu Grabarz Polski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz