Matthew
Vaughn to z pewnością jeden z tych reżyserów, którzy mogą powiedzieć o sobie,
że nie zrobili jeszcze złego filmu. Sympatię widzów zaskarbił sobie jeszcze
jako producent, współpracując z Guy’em Ritchie przy takich filmach jak Porachunki(1998) czy Przekręt(2000). Z pewnością nabył
wówczas niepowtarzalnego poczucia humoru oraz dystansu do pracy na planie. Swój
niebywały talent do zamieniania w złoto, czego tylko się nie dotknął, udowodnił
reżyserując tak niepowtarzalne obrazy jak Gwiezdny
Pył(2007), Kick-Ass(2010), X-Man: Pierwsza klasa(2011) czy wreszcie
Kingsman: Tajne służby(2014), a także Kingsman: Złoty krąg(2017), który mam przyjemność właśnie
recenzować. Warto zauważyć, że wszystkie wyreżyserowane przez siebie filmy
popełnił wespół z jedną i tą samą scenarzystką, Jane Goldman, która jest także
autorką bestsellerowej powieści ze świata Z
Archiwum X, oraz twórczynią scenariusza do filmu Osobliwy dom pani Peregrine(2016). Tak długo pracujący ze sobą duet,
odpowiedzialny za tak wiele hitów po prostu nie mógł zepsuć swojej kolejnej
produkcji.
W
związku z powyższym pragnę zdementować złośliwe pogłoski o, tym jakoby
najnowszy Kingsman był filmem miałkim,
wypełnionym kiczem i pozbawionym sensu. Występuje tu oczywiście spora dawka
pokręconej atmosfery(ostro przyprawionej owym kiczowatym sformatowaniem ameryki
z lat 60) przekładającej się głównie na postać antagonistki o uroczo brzmiącym
imieniu Poppy(Julianne Moore). Urocza, zaskakująca, niepokojąca i miejscami
przerażająca przywódczyni tajemniczego Złotego Kręgu, to idealny przykład na to
jak całość filmu potrafi zabawić, a jednocześnie miejscami zdegustować widza. O
ile bowiem sceny walk i pościgów deklasują niektóre produkcje z agentem 007 w
roli głównej, o tyle miejscami przeciągnięty dowcip potrafi zepsuć dobre
wrażenie. Patrz: strzelanie do psiaczków, zaszczepianie pluskiew w… sami się
przekonacie, nie wspominając o produkcji hamburgerów ze swoich
współpracowników. Tego typu sceny z pewnością podzielą mocno opinie o filmie
Vaughna. Od siebie dodam tylko, że nie jest to zabieg pokazujący iż twórcom
puściły zwieracze fantazji, ale raczej zamierzone i celowe działanie – taki
klimat(patrz początek tej recenzji).
Pierwsza
część Kingsman przywróciła niektórym
wiarę w filmy szpiegowskie. Nie było to trudne po mocno mdłych produkcjach z
serii Mission Impossible i ostatnim
tragicznym fiasko jakie poniósł James
Bond, ale tchnęło świeżością i energią jakiej wówczas bardzo
potrzebowaliśmy. Druga część rozwija
wątki głównych bohaterów i samej agencji. Następuje tu znaczny impas z którym
nasi super szpiedzy będą musieli sobie poradzić. Coś umiera, coś się rodzi
ponownie, a wszystko pod silną presją i w nieustającym pędzie dążącym po raz
kolejny do ocalenia świata przed jakimś psychopatą. Wszystko polukrowane grubą
warstwą niepoprawnego humoru, który po raz kolejny udowadnia, że każdy z nas ma
w sobie coś z socjopaty.
Wspomniałem
już o Julianne Moore, więc nie wypada nie napisać niczego o reszcie załogantów.
Gra aktorska w tym filmie, to zabawa: lekka, przyjemna dla oka i naturalna.
Widać wyraźnie, że na planie panowała dobra atmosfera i choć niektórzy
narzekali na podarte garnitury, to wszystko pracowało jak w szwajcarskim
zegarku. Koło Eltona Johna(tak, tego Eltona Johna) do starej ekipy Kingsman dołączyli jeszcze, Halle Berry,
Channing Tatum, Jeff Bridges czy Pedro Pascal, którzy wcielili się w rolę
agentów sojuszniczego wywiadu(tym razem nie krawców, a bimbrowników).
W
drugiej odsłonie przygód agentów Kingsman
wszystko jest skrojone na Amerykańską miarę: większe, głośniejsze, i
obowiązkowo w wydaniu +SIZE!. Kingsman od
początku bazował na klasycznych elementach kina szpiegowskiego, co doskonale
zachowują jego twórcy także w drugiej części. Rzecz jasna nie brakuje tutaj
prześmiewczych odniesień do 007, lecz utrzymanie żartu na jednym poziomie(z
drobnym odstępstwami o których pisałem) sprawia, że film pochłania nas bez
pamięci i daje nam dwie godziny wybornej zabawy. Od dawna nie słyszałem tak
gromkich śmiechów na sali kinowej i choć nie była to nawet premiera, to
niektórzy i tak nie wstydzili się witać oklaskami kolejnych scen. Czy takie
reakcje widzów mogą mówić coś innego jak tylko, to że jest to rewelacyjny film?
Ocena: 5/6
Recenzję można przeczytać także na portalu Grabarz Polski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz