piątek, 31 marca 2017

Go! Go! Power Rangers!



Miałem spore obawy przed pójściem do kina na nowych Power Rangers. Przypomniałem sobie jakim kiczem trącił serial, który oglądałem w telewizji będąc jeszcze dzieckiem. Po zastanowieniu uznałem jednak, że skoro wówczas dostarczał mi on niezłej rozrywki, to może i tym razem się nie zawiodę? Wbrew opiniom znajomych, oraz kilku mocno haterskich i jak się okazało wyssanych z palca recenzji, ciekawość i niekryty sentyment do minionych czasów zwyciężyły i usiadłem wreszcie w kinowym fotelu. Pocieszałem się faktem, że Power Rangers koniec końców wywołało zarówno w Stanach jak i w Polsce niemałe, pozytywne zamieszanie wśród młodzieży, a przecież sam serial mimo swojej tandetnej estetyki stał się kultowy.
Muszę przyznać, że w trakcie seansu targały mną skrajne uczucia. Od rozczarowania i irytacji, po niedowierzanie, aż wreszcie absolutnie pozytywne zaskoczenie. Wyszedłem z kina ze świadomością, że może właśnie widziałem jedną z większych filmowych niespodzianek tego roku. Film mało znanego reżysera o charakterystycznie brzmiącym nazwisku, Deana Israelite, pozwolił mi wrócić na chwilę do świata dzieciństwa. Poczułem się tak, jakbym znalazł w szafie dawno zagubioną zabawkę, którą tak uwielbiałem się kiedyś bawić. Nie zawiodłem się również na czymś o czym byłem prawie pewien, że zostanie spieprzone: na powracającym motywie z Power Rangers, który chcąc nie chcąc jest jednym z najbardziej rozpoznawalnych heroicznych motywów muzycznych. Został wykorzystany, w dodatku dokładnie tam gdzie powinien, za co twórcom bardzo dziękuję.



Film Israelite’a znacznie odbiega swoją estetyką od znanych nam seriali z końca lat dziewięćdziesiątych. Przypomina raczej kolejną część serii Transformers, z której nawet zdarza mu się żartować. Wybór ten sprawia, że Rangersi są nieco mniej tandetni i nieco bardziej młodzieżowi, a to właśnie nastolatkowie stają się głównym targetem tego obrazu. Nie oznacza to jednak, że starszej widowni będzie się on mniej podobał, zwłaszcza tej części która pamięta jeszcze serial. Nowy wygląd wojowników oraz ich Zordów, a także Rity(Elizabeth Banks) i jej armii potworów sprawdził się moim zdaniem znakomicie i tylko czekać na rozwój wskrzeszonego uniwersum Power Rangers.



Jeśli chodzi o historię, to nie jest źle, tym bardziej gdyby miało się naście lat i niewygórowane oczekiwania. Otrzymujemy sensowne wprowadzenie, które zostaje później zgrabnie rozwinięte. Parę logicznych wpadek później, kilka niewybrednych żarcików, oraz odrobina ckliwych historii obrazujących kolejno naszych młodych bohaterów i wreszcie ekipa Israelite’a ma możliwość pokazania widzowi tego na co czekał: walka, morfowanie, ogromne roboty oraz ostateczna bitwa Mega Zorda i olbrzymiego monstrum stworzonego przez Ritę Repulsę. Śmiało można odznaczyć wszystko czego takiemu filmowi było trzeba. Gorzej to wypada po przyjrzeniu się z bliska. Doświadczymy bowiem kilku cudownych wskrzeszeń oraz masy absurdalnych i szczerze mówiąc niewiele wnoszących pogadanek. Można powiedzieć, że autorzy postawili na hasło „w jedności siła” i jemu tylko podporządkowali wszelkie działania bohaterów mających na celu przekucie niesfornych nastolatków w obrońców naszej planety. Droga do udowodnienia, że Power Rangers są istotnie coś warci nie jest więc usłana różami. Ostatecznie nie wydała mi się także stąpaniem po rozżarzonych węglach, także jeśli zależy nam na dobrej zabawie, to naiwność współczesnego kina blockbusterowego jaka przejawia się w tej produkcji po całości, nie zepsuje nam satysfakcji z seansu. Można przez to przebrnąć i bawić się naprawdę dobrze. W zasadzie jedyną rzeczą jaka mnie w obrazie irytowała jest pokrętna poprawność polityczna amerykanów, przez którą totalnej zmianie uległa znaczna część załogi Rangersów jak, Zack(Ludi Lin), Trini(Becky Gomez), czy wreszcie Billy(Ronald Cyler). I tak oto w myśl za galopującym zachodem czarne nie jest już czarne, żółte nie jest żółte, a niebieskie… najwyraźniej „blue is new black” jak to się ostatnio popularnie mawia.
Poza zmianami „kosmetycznymi” Rangersi wracają w naprawdę dobrej formie i pozytywnie rokują na przyszłość. Myślę, że to obowiązkowa pozycja dla wszystkich, którzy oglądali kiedyś serial w TV. Jak już wcześniej pisałem, wszystko wskazuje na to, że to tylko początek nowych przygód Power Rangers, nie spieszcie się zatem z wychodzeniem z kina po napisach końcowych.

Ocena: 4/6
Recenzję można przeczytać także na portalu Grabarz Polski

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz