środa, 24 grudnia 2014

Moja Opowieść wigilijna


W grudniu 1843 roku w odpowiedzi na rządowy raport w sprawie wykorzystywania dzieci do pracy w kopalniach i fabrykach, Charles Dickens opublikował swoją najpopularniejszą książkę: Opowieść wigilijną[1]. Był to nie tylko gest sprzeciwu ze strony Dickensa, ale początek nowej wielkiej świątecznej tradycji[2], która zmieniła podejście do tego wyjątkowego dnia dla wielu ludzi. W 141 lat później powstała jej idealna adaptacja filmowa, którą z kolei wraz z lekturą książki w roku 2001 poznała klasa 1E z Gimnazjum nr 8 w Łodzi. Pomimo upływu 158 lat ta krótka historyjka zdołała wywrzeć na jednym chłopcu tak ogromne wrażenie, że od tamtego dnia nie tylko zaczął z radością czytać lektury szkolne, ale do tego stopnia zainteresował się naukami humanistycznymi, że postanowił zgłębiać je po dziś dzień. Tym chłopcem byłem rzecz jasna ja, a moja wiara w to, że książka Dickensa ukazuje najważniejsze moralne przykazanie humanizmu nie zmieniła się do dziś.
W dniu wigilii Bożego Narodzenia nie znalazłbym chyba lepszego do polecenia Wam filmu jak dzieło mało znanego brytyjskiego reżysera telewizyjnego Clive Donner’a, A Christmas Carol(1984) z legendarnym Georgem C. Scott’em w roli Scrooge’a. Dzieło Dickensa na scenariusz filmowy przerobił Roger O. Hirson, który w sześć lat później zabłysnął jeszcze przeróbką innej znanej lektury szkolnej, a mianowicie książki Hamingway’a, Stary człowiek i morze z Anthonym Quinnem w roli Santiago.
Obraz Donner’a dedykowany był jak wiele jego pozostałych filmów dla brytyjskiej telewizji publicznej. Przerasta jednak zarówno współczesne próby adaptacji opowieści Dickensa, jak i wiele swoich poprzedników – podkreślę tutaj, że według mnie, bez wyjątku. Zastanawiacie się zapewne czemu? Dlaczego nie lepsze byłby inne filmy? Cóż, gdybym miał teraz porównywać pozostałe obrazy powstałe na podstawie Opowieści wigilijnej, to mógłbym z tego uczynić temat swojej kolejnej pracy naukowej. Gdybym się z Wami wykłócał na temat tego, która jest najlepsza, to pewnie nigdy nie doszlibyśmy do porozumienia. Podejrzewam, że każdy z nas ma tę ulubioną wersję, tę magiczną do której lubi wracać w święta. Ta z 1984 jest zwyczajnie tą moją ulubioną wersją, która moim zdaniem zawiera w sobie najwięcej nauki i magii, wzrusza, zmusza do przemyśleń, ale ostatecznie zostawia nas z pozytywnym przeświadczeniem, że każdemu człowiekowi należy się przebaczenie, że każdy Scrooge może się zmienić – tak więc jak każda inna adaptacja filmowa historii Dickensa, zachowuje swoje główne przesłanie. Na dobrą sprawę różni je tylko to w jaki sposób to przesłanie dociera do widza, innymi słowy „jak oni to pokazali”. Takie wytłumaczenie, czy uzasadnienie może Was jednak nie zaspokajać, a co gorsza jeszcze nie przekonuje do obejrzenia proponowanej przeze mnie wersji filmu. Przejdę więc do recenzji i postaram się zachęcić Was do obejrzenia „mojej” Opowieści wigilijnej.
            To co wywiera na mnie największe wrażenie w filmie Donner’a, to scenografia[3]. Już od pierwszych wprowadzających ujęć jest ona na bardzo wysokim poziomie, który zachowuje do ostatniej minuty filmu. Jednolita, naturalna i dopracowana w najsubtelniejszych szczegółach: od obrazków z życia Londyńskiej ulicy, po ubiory postaci pojawiających się w filmie. Sugestywna, wyraźna, stanowiąca idealne tło dla nastrojowej muzyki i genialnej gry aktorskiej, która jest drugą ogromną zaletą tego magicznego obrazu. Przy łagodnym prowadzeniu narracji, scenografia i  kostiumy stworzone przez Harry’ego Cordwella, Petera Childs’a oraz Evangeline Harrison, pozwalają na łagodne zanurzenie się widza w czasach wiktoriańskiej Anglii Dickensa. Mise-en-scène wytwarza niezwykłą atmosferę balansującą na granicy świata rzeczywistego i fantastycznego. Mroczna, a jednocześnie bezbłędnie przejrzysta wizja współgra w tym przypadku z niemal flegmatycznym prowadzeniem kamery, budując niepowtarzalny nastrój. To właśnie ten niesamowity nastrój przykuwa widza od pierwszych minut filmu, a następnie usilnie wciąga i sprawia, że nie chcemy przerywać naszej filmowej wędrówki, choćby nie wiem jak była straszna, a trzeba przyznać, że zobrazowana przez Donner’a, a wcześniej opisana przez Dickensa, droga do odpokutowania win przez Scrooge’a nie jest ani łatwa, ani przyjemna. Pamiętajmy jednak powtarzając za Dickensem, że choć w tej opowieści pojawi się wiele mar, to jeśli jesteśmy dobrymi ludźmi, do naszego domu zawitają wyłącznie te, które chcielibyśmy sami ugościć.
            Gra aktorska, o której już wspominałem, również lokuje się na wysokim poziomie. Od małego Tima Cratchita(Anthony Walters), który wzrusza swoim dziecięcym oddaniem i wiarą w ludzkie dobro, przez znakomicie ucharakteryzowane[4] i przekonywujące postaci duchów, po postać Ebenezera Scrooge’a(George C. Scott), który dzięki swojej przemianie niesie nam przestrogę i nadzieję, mamy do czynienia ze znakomitym popisem gry aktorskiej znajdującym dzięki swojemu kunsztowi odzwierciedlenie w filozofii Dickensa o równości wszystkich. W tym filmie zwyczajnie nie ma słabej roli: każdy jest na swoim miejscu, nikt nie przesadza, a emocje i postawy poszczególnych bohaterów są wyrażone przez aktorów jasno i klarownie, tak aby mogły ukazywać całą szeroką galerię postaci niemalże jak w satyrach Krasickiego.
            Przez Opowieść wigilijną(1984) Clive Donner’a wędrujemy dokładnie w taki sam sposób jak zaprojektował to Charles Dickens w swoje książce. To właśnie dokładna adaptacja i jej pieczołowitość w podejściu do tematu jest bardzo istotnym i grającym na korzyść tego filmu warunkiem, dzięki któremu jest on tak dobry w zestawieniu z oryginałem. Duchy ukazują Scrooge’owi wizje z jego przeszłości(Angela Pleasence), teraźniejszości(Edward Woodward) oraz przyszłości(Michael Carter), która jest dla niego bardziej wyrokiem niźli przestrogą – w wypadku gdyby nie zmienił swojego postępowania. Naturalnie jako pierwszy zjawia się upiór Marleya(Frank Finlay), który zwiastuje nadchodzące zmiany i ostrzega Scrooge’a. Co się działo dalej powinien wiedzieć każdy, a jeżeli macie jakieś wątpliwości to najwyższy czas na nadrobienie zaległości w lekturach, lub zwyczajnie przekonanie się do tego o czym piszę i obejrzenie filmu. Obraz ten nie zmienia opisów jakie możemy przeczytać w książce, ale pogłębia ich wydźwięk dzięki swoim własnym środkom wyrazu, które zarówno reżyser, jak i aktorzy i scenarzyści wykorzystują w sposób bardzo umiejętny i przemyślany. Dzięki temu możemy jeszcze lepiej utrwalić sobie przesłanie Opowieści wigilijnej. Przesłanie, które znalazło uosobienie np. w słowach siostrzeńca Ebenezera Scrooge’a, Fredzie(Roger Rees), który wierzy, że Boże Narodzenie to […]czas – oczywiście, niezależnie od świętości, jakie w sobie niesie – pełen dobroci, miłosierdzia, zadowolenia; że to jedyny okres, jaki znam w długim, trwającym cały rok kalendarzu, kiedy ludzie pozwalają sobie swobodnie otworzyć swe zamknięte serca i myśleć o tych, którzy stoją od nich niżej, tak jakby byli wraz z nimi jedynie współtowarzyszami wędrówki do grobu, a nie inną rasą stworzeń, wędrującą w zgoła odmiennym kierunku.[5]

Ocena: 6/6

Na zakończenie pragnę wszystkim swoim czytelnikom życzyć szczęśliwych i rodzinnych świąt Bożego Narodzenia. Niech duch tegorocznych świąt nawiedzi Wasze domostwa i podtrzyma w Waszych sercach płomień dobra i optymizmu, który pomoże przetrwać kolejny rok w zdrowiu i trosce o drugiego człowieka. Dzielcie się tymi wyjątkowymi chwilami i nie zapominajcie tej świątecznej atmosfery przez cały rok, a wierzę, że świat będzie lepszy.





[1] Dickens doskonale rozumiał sytuację biedoty. Kiedy miał 12 lat jego ojciec trafił do więzienia za długi, a sam Charles został zmuszony do pracy w fabryce czernidła.
[2] Warto zauważyć ogromny wkład Dickensa w przywrócenie wiktoriańskiej Anglii ducha i tradycji świąt Bożego Narodzenia: Na początku XIX wieku w Anglii nie obchodzono prawie w żaden sposób Bożego Narodzenia. Mieli na to w dużej mierze wpływ purytanie, którzy chcieli za wszelką cenę uniknąć tradycji mogących mieć swoje korzenie w kulturach pogańskich. Na dodatek w czasie krótkich rządów Olivera Cromwella, obchodów świąt Bożego Narodzenia po prostu zakazano. Wpływ na zanik obrzędów bożonarodzeniowych miała również rewolucja przemysłowa – wówczas to całe rzesze ludzi wyprowadziły się ze swoich rodzinnych wiosek, przenosząc się do dużych miast, tym samym porzucając dotychczasowe tradycje kulturowe i rodzinne. Panowało powszechne ubóstwo, ludzie zarabiali marne grosze, pracowali w bardzo ciężkich warunkach, a robotnikom nie dawano zbyt wiele czasu na jakiekolwiek świętowanie. Sytuacja zmieniła się za panowania królowej Wiktorii – wówczas to w sposób bardzo istotny ożywiono na powrót tradycję świętowania Bożego Narodzenia. To właśnie w epoce wiktoriańskiej powstała tradycja w tej formie, którą znamy do dziś – ze śpiewaniem kolęd, dekorowaniem choinki i wręczaniem kartek świątecznych. Jednakże na sposób świętowania i na specyficzne podejście do niego największy bodaj wpływ miał właśnie Charles Dickens. Boże Narodzenie było bliskie sercu pisarza. Jego świąteczne historie, a zwłaszcza Opowieść wigilijna, przywróciły jego czytelnikom Boże Narodzenie jako świąteczny dzień przeniknięty głęboką potrzebą filantropii. […] filozofia Bożego Narodzenia, pojmowanego jako czas dobroci dla innych, to właśnie spuścizna, którą pozostawia nam Charles Dickens i jego Opowieść wigilijna…
[Charles Dickens, Opowieść wigilijna, przeł. Magdalena Iwińska, red. Katarzyna Sarna, Grupa Wydawnicza Foksal, Warszawa 2013]
[3] Bardzo subtelny(ponieważ cały film jest dość mroczny) a jednocześnie wymowny jest zabieg, który polega na ukazaniu świata Scrooge’a przez kontrast ciemności i jasności obrazu: w rzeczywistości – do czasu przemiany – Scrooge pokazany jest w niskim(ciemnym) kluczu, nawet gdy znajduje się na zewnątrz za dnia. Jedynie w wyrywkowych radosnych wspomnieniach jego świat ma dostęp do światła, gdy jednak duchy znikają, a on zostaje sam ze sobą, tonie w otchłani czerni. Dopiero po swojej metamorfozie jego postać jest odpowiednio oświetlana, przez co również konotuje inne wartości dla widza. Uzupełnia to również gra Scott’a, który po zrozumieniu swoich błędów, po przebytej metamorfozie przestaje się garbić.
[4] Efekty specjalne są znikome, a ich funkcje w dużej mierze przejmuje gra światła. Duchy są jednak wiarygodnie oddane, a ich zachowanie pozwala bez przeszkód odróżnić je od siebie i wyzwolić w widzu odpowiednie dla ich dziedzin emocje.
[5] Charles Dickens, Opowieść wigilijna, przeł. Magdalena Iwińska, red. Katarzyna Sarna, Grupa Wydawnicza Foksal, Warszawa 2013, s. 21

3 komentarze:

  1. półobrót Chucka Norrisa24 grudnia 2014 03:59

    Hej Panie Michale, wreszcie sie doczekałem kolejnejnego tekstu i przyznam ze warto bylo czekać:) akurat ta recenzja świetnie sie wpisuje w ducha swiat, nie jest przeladowana informacjami i ciezka w odbiorze jak świąteczny bigos, a lekka i przyjemna jak barszczyk z uszkami. Jak czytałem Pana tekst to na chwile zapomnialem gdzie jestem I czulem sie tak jakby mój nieżyjący juz dziadek opowiadał mi historie przy swoim kominku(który sobie wyobrażałem). Historie o ludziach i dla ludzi, taka zwyklą, bez zbędnego patosu i zawiklania,a ktora zarazem w swej prostocie formy jest niezwykle pouczajaca i optymistyczna. Nie pozostaje mi nic innego jak również życzyć Panu spokojnych, rodzinnych świąt i znów nałożyć kubrak cierpliwości w oczekiwaniu na Pana kolejne teksty:)

    OdpowiedzUsuń
  2. W świętach chyba właśnie o tę prostotę chodzi. O prostotę i łatwość podejścia do drugiego człowieka. W święta przychodzi nam to bardziej naturalnie, wyzbywamy się uprzedzeń. Niestety na co dzień bardzo często zapominamy jak łatwo jest pomagać, bądź zwyczajnie być uważnym dla innych ludzi. Proste rozwiązania wydają się współczesnemu człowiekowi zbyt banalne i dlatego ich unika, podczas gdy to właśnie one są bardzo często najlepszym rozwiązaniem problemu. Bardzo dziękuję za komentarz. Cieszę się, że moje podejście się Panu podoba i liczę, że nie będzie się Pan nudził na filmie, o ile już go Pan nie oglądał. Tymczasem pora nakrywać wigilijny stół :-) Smacznych i rodzinnych świąt dla Pana i Pańskich bliskich!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. półobrót Chucka Norrisa24 grudnia 2014 13:00

      Owszem oglądałem ta wersje i jest bardzo dobra:) choc dodam ze z nowszych adaptacji przypadła mi do gustu również animowana opowieść wigilijna z Jimem Carreyem. Choc prawda jest tez ze bylo tam bardzo dużo nawiązań do adaptacji, którą Pan recenzował. No i duchy bardziej straszyły w "nowszej" wersji, co bylo zasługą konsekwencji reżysera żeby wszystkiego nie upraszczać,a z drugiej strony oczywiście należą sie tam wielkie ukłony dla postaci wykreowanej przez Carreya, a także specjalistów od konceptartów oraz grafików którzy wprawili pomysły projektantów w ruch:) a swoja droga to mysle ze adaptacja którą Pan opisuje bedzie klasykiem, jedynym który sie zapisze na dluzej w kinie. Sadze tak gdyż wielka siła tej wersji jest to ze nikt nie chcial tego uwspółcześniać, modyfikować, czy dostosowywać do gustów współczesnych odbiorców, tylko konsekwentnie trzymano sie pierwowzoru książkowego. Bo tego typu bajka(bo jednak opowieść wigilijna jest pewnego rodzaju bajka) sprawdza sie najlepiej gdy pozostaje na niej sznyt przeszłości, niekoniecznie zgodnej w pełni z historia ale na tyle przekonująca, konsekwentna w swoim obrazie i uśrednioną ze dodaje to szlachetności samej opowieści:)

      Usuń