wtorek, 2 grudnia 2014

Coś więcej niż film science fiction?



Pamiętam gdy po raz pierwszy obejrzałem Igrzyska Śmierci(2012). Zaraz po skończonej projekcji musiałem wybrać się na długi spacer w celu ukojenia emocji i nerwów. Do dziś pamiętam szok jakiego doznałem, a tym którzy dziwią się czemu podszedłem do tego co zobaczyłem tak emocjonalnie odpowiadam: to normalne kiedy oglądamy jak Schwarzenneger dziesiątkuje swoich wrogów w radosnej rozwałce, inaczej to wygląda gdy zamiast góry mięśni oglądamy napuszczone na siebie niczym dzikie bestie dzieci[1]; obok takiego obrazu nikt o zdrowych zmysłach nie przechodzi obojętnie!
Do tego atmosfera Panem i śmiałe ukazanie: przemocy, segregacji oraz wyraźnych kontrastów jako wątków ponadczasowych, które sięgają każdego szczebla drabiny społecznej. Władza jako narzędzie nadzoru i terroru absolutnego; społeczeństwo w której na klasę wyższą pracuje cała reszta, która jest do tego eksploatowana do granic możliwości w każdej dziedzinie życia; prawo ustanawiające de facto bezprawie; głód, bieda i wszechogarniające poczucie końca rzeczy – podsumowując te obserwacje najstraszniejszym staje się właśnie fakt, że to nie do końca zmyślone realia. Gdyby się przyjrzeć temu co dzieje się na świecie, to dochodzi się do wniosku, że jesteśmy świadkami takiego horroru tu i teraz, na Ziemi. W sposób oczywisty film dał mi również wiele do myślenia o kondycji człowieka jako jednostki oraz trybiku w społecznej maszynie współczesności, ale smutne wnioski jakie po tychże przemyśleniach wyciągnąłem, zachowam dla siebie gdyż nie są one celem tej pracy.
W oczekiwaniu na kolejną filmową odsłonę Igrzysk Śmierci(niestety okazała się nieco gorsza od poprzedniej części) błyskawicznie przerobiłem trzy tomy powieści Suzanne Collins dzięki czemu uświadomiłem sobie, że to kolejny cud kulturowy jakiego możemy doświadczyć w naszych czasach. Począwszy od magicznego świata wykreowanego przez J. K. Rowling, poprzez romantyczne(aczkolwiek nieco naiwne i niedopracowane) wskrzeszenie postaci wampira w wykonaniu Stephenie Meyer, kończąc - przynajmniej na razie – w Panem, stwierdzam, że urodziłem się w dobrym czasie jeśli chodzi o powstające, nowe artefakty kultury. Gdy jeszcze do tych kwiatków dołączę myśl o Peterze Jacksonie, który wskrzesił mojego ulubionego pisarza dla szarych mas, znikają dla mnie wszelkie wątpliwości. Sztuka filmowa naszych czasów umożliwia, nam – niewiernym Tomaszom epoki obrazu, ujrzenie światów, które mogliśmy wizualizować sobie jedynie w myślach. Jeśli do tego oddaje sensy i nie chybia w swoich wyobrażeniach, to otrzymujemy dzieło, które doskonale uzupełnia literaturę, dając jej drugie życie. Podobnie działo się w przypadku wymienionych przeze mnie pozycji i podobnie dzieje się w przypadku najnowszej części Igrzysk Śmierci – Kosogłosa(2014).
         Po nieco gorszej, jak już wspominałem, części drugiej zatytułowanej W pierścieniu ognia(2013), austriacki reżyser Francis Lawrence postanowił nieco zmienić perspektywę i pozwolić nam odpocząć od standardowego kina akcji – już w tym momencie mogę stwierdzić, że był to bardzo mądry ruch, który sytuuje najnowszą część trylogii na drugim miejscu, zaraz po jej premierowej odsłonie. Lawrence po raz kolejny balansuje na krawędzi podejmując się niełatwego tematu, zadziwiająco celnie trafiając w gusta i oczekiwania widzów, podobnie jak udało mu się to przy takich produkcjach jak Constantine(2005) czy I Am Legend(2007). Scenarzyści: Danny Strong oraz Peter Craig, którzy współpracowali w różnej mierze przy scenariuszach do poprzednich części, powtórzyli sukces Igrzysk Śmierci przekładając niemalże jeden do jednego fabułę powieści na filmową narrację[2]. Dla dociekliwych film: Kosogłos, gdyby spojrzeć na jego przełożenie według książki, rozpoczyna się w bliżej nieokreślonym czasie między drugim a trzecim tomem, zaś kończy na chwilę przed rozdziałem 13 ostatniej części trylogii. Gdy się przypatrzeć, to Kosogłos ma 27 rozdziałów, można więc powiedzieć, że podział ostatniego tomu na dwie części przebiegł dość sprawiedliwie. I choć zakończenie filmu w takim momencie pozostawiało pewien niedosyt, to zostało zrobione z wyczuciem. Dla kogoś kto książek nie czytał, to zakończenie będzie na pewno świetnym pretekstem do obejrzenia kolejnej części filmu, lub zwyczajnie przeczytania powieści.
Kosogłosa poprzedziła również bardzo wyraźna w swoim przekazie akcja reklamowa „Kapitol pozdrawia”, która ukazywała „typowych” mieszkańców wszystkich podporządkowanych Dystryktów. Te zdjęcia, które udało mi się z owej kampanii odnaleźć możecie oglądać pod bieżącą recenzją. Dodatkowym, przykrym wątkiem, który przyczynił się jednak do rozreklamowania filmu była śmierć Philipa Seymoura Hoffmana, który wcielił się w rolę Plutarcha Heavensbee, jednego z głównych organizatorów Ćwierćwiecza Poskromienia. Te szokujące elementy oraz wcześniejsza sława, jaką cieszy się do dziś powieść Collins, wpłynęły na niesamowity marketing Kosogłosa sprawiając, że film prawdopodobnie pobije rekordy kasowe. Dla przykładu Igrzyska Śmierci(2012) zarobiły 152 mln dolarów, W pierścieniu ognia(2013) przyniosło zysk rzędu 158 mln dolarów, zaś Kosogłos(2014) już teraz, gdy film jest jeszcze świeżo po premierze, daje swoim twórcom zyski rzędu 125 mln dolarów.
Jeśli chodzi o aktorów, to obsada nie uległa zmianie, zarówno jeśli chodzi o bardzo dobry poziom odgrywania postaci z powieści jak i nazwiska w czołówce. Jennifer Lawrence po raz kolejny czaruje swoją grą aktorską, której nawet najlepsi krytycy do dziś nie są wstanie ubrać w słowa. Ta dziewczyna ma w sobie po prostu „to coś” co sprawia, że naturalnie oddaje grane przez siebie postaci[3]. Jej płomienne przemówienia chwytają za serce równie emocjonalnie jak jej czyny w poprzednich częściach. Bardzo podobała mi się również scena, w której Lawrence autentycznie śpiewała piosenkę The Hanging Tree. I choć ona sama jako Katniss Everdeen, twarz rebeliantów walczących o życie, jeszcze się chyba nie obudziła, to przecież nic straconego bowiem pierwsza część Kosogłosa, ma za zadanie wprowadzić widza w stan oczekiwania i napięcia.
Z ról nieco bardziej rzucających się w oczy należy zwrócić uwagę na Elizabeth Banks, która doskonale wczuwa się w rolę żyjącej w swoim świecie Effie Trinkett, oraz Woody’ego Harrelsona, który po raz kolejny dzięki perfekcyjnej kreacji zapijaczonego mentora, Haymitcha Abernathy’ego, pozwala widzowi na chwilę wytchnienia od napięć związanych z przebiegiem akcji. Przyjemnie było również zobaczyć na ekranie Natalie Dormer w roli reżyser, Cressidy, której zadaniem jest uwiecznić działania głównej bohaterki(Dormer szerzej znana jest z roli Margaery Tyrell w serialu Gra o Tron; wspólnie z Lawrence tworzą dla męskiej części widowni niezapomniane przeżycia estetyczne). Na końcu wspomnę jeszcze o postaci pani prezydent Almy Coin, w którą wcieliła się Julianne Moore – niestety w jej przypadku widzę błąd w obsadzie filmu: zarówno na poziomie gry aktorskiej(zbyt ciepła i przystepna) jak i prezencji Moore. Naprawdę lepiej pasowałaby tutaj Jodie Foster, a przykładem na to jak Coin powinna wyglądać w wersji z Jodie, niech będzie kreowana przez aktorkę postać sekretarz obrony, Jess Delacourt z filmu Elysium(2013), choć to naturalnie tylko moje zdanie.
            Scenografia została zaprojektowana i wykonana perfekcyjnie, podobnie jak miało to miejsce w poprzednich częściach. Patosu wielu scenom dodaje również piękna muzyka Jamesa Howarda, którego chyba nikomu przedstawiać nie trzeba. Dystrykt 13 zrobił na mnie niesamowite wrażenie, gdyż jego wnętrza oddano dokładnie w ten sam sposób w jaki widziałem go czytając powieść. Pojazdy, kostiumy i pozostałe rekwizyty to oczywiście kwestia sporna względem odbioru książki lecz jeśli chodzi o ich filmowe odpowiedniki, to należy przyznać, że wszystko do siebie pasowało, a kostium Katniss podobał mi się chyba jeszcze bardziej niż ten, który rysował się w mojej głowie w trakcie lektury.
Jak pisałem wcześniej Kosogłos jest dość stonowany w porównaniu do poprzednich części filmu. Mniej tu wybuchów, mniej akcji. Nie mniej jednak przemyśleń i głębi postaci. Nie mniej piękna i analogii do współczesności – niektórzy Polacy mogliy nawet stwierdzić, że wiele tu analogii historycznych, choć ja wolę zachować dystans w podobnych dociekaniach.
Kosogłos część 1, to naprawdę dobre, mocne i zrównoważone stylistycznie kino science fiction, które z powodzeniem kontynuuje sukces swoich poprzednich części, a to przecież zdarza się ostatnimi czasy bardzo rzadko. Każdemu kto oglądał poprzednie części mogę śmiało powiedzieć, że nie zawiodą się na kontynuacji! Tym, którzy jeszcze nie doświadczyli fenomenu Igrzysk Śmierci, mogę tylko poradzić żeby wzięli się za czytanie i nie przechodzili obojętnie koło czegoś tak wyjątkowego, bo w przyszłości mogą tylko żałować.

Ocena: 5/6

Plakaty z kampanii reklamowej pierwszej części Kosogłosa:





[1] Nie ma się co oszukiwać, widz w naszych czasach jest w dużej mierze znieczulony i ciężko zaskoczyć go przemocą, z której przeważnie robi się atrakcję lub coś co ma obrzydzać, a nie wywoływać powszechną dezaprobatę zła. Ciekawym przykładem na takie znieczulające nas zabiegi może być scena z filmu Quentina Tarantino, Inglorious Basterds(2009): widz siedzący w kinie może odczuwać nawet radość z tego jak bohaterowie rozprawiają się z nazistami – w końcu to ci źli Niemcy, którzy zasługują tylko na okrutną śmierć. W pewnym jednak momencie sytuacja ulega odwróceniu. Tarantino pokazuje nam salę wypełnioną znienawidzonymi przez nas nazistami, którzy przednie bawią się, oglądając jak giną amerykańscy żołnierze. W tym momencie reżyser wyraźnie woła do nas: to właśnie wy, tak właśnie wyglądacie śmiejąc się z rozłupywania i skalpowania niemieckich żołnierzy, którzy koniec końców również byli ludźmi z krwi i kości. Prosty, aczkolwiek niezwykle wyrazisty zabieg, który uwielbiam przytaczać jako przykład.
[2] Należy zauważyć, że pisanie scenariusza do Igrzysk Śmierci nie było ciężką kwestią gdyż wydarzenia w powieści ukazywane są nam z perspektywy pierwszej osoby. Jest to niemalże filmowa narracja, która umożliwiła tak bliskie trzymanie się szczegółów.
[3] W 2013 roku Lawrence otrzymała Oskara za najlepszą rolę pierwszoplanową, którą zagrała w filmie Silver Linings Playbook(2012). Wywołało to niemałe zdziwienie pamiętajmy jednak, że fundacja Oskarów nie służy wyłącznie nagradzaniu aktorów, ale również ich promocji – naleciałości jakie pozostały po dawnej świetności Hollywoodu. W takim ujęciu prościej zrozumieć dlaczego Lawrence otrzymała Oskara, a np. biedny DiCaprio dotąd obchodzi się smakiem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz