niedziela, 30 listopada 2014

Na wesoło o samobójstwie



Film A long way down (2014), który dziś mam przyjemność dla Was recenzować będzie zapewne pierwszym poważnym sukcesem francuskiego reżysera Pascala Chaumeil znanego wcześniej jako twórca romantycznych komedyjek reżyserowanych niemalże pod linijkę standardów fabularnych i technicznych(nie złych, po prostu boleśnie przeciętnych). Polskie tłumaczenie tytułu jako: Nauka spadania, jest przestrzelone i bezmyślne jak większość pomysłów dystrybutorów w naszym kraju[1] – zwyczajnie nie należy brać go pod uwagę. Oryginalny tytuł w naszym języku brzmi dokładnie: Długa droga w dół, i tak być powinno. Zwłaszcza, że film został zrealizowany na podstawie książki o tymże tytule, napisanej w 2005 roku przez angielskiego powieściopisarza Nicka Horny’ego. Już na wstępie śmiało przyznam, że Chaumeil musiał bardzo dobrze zrozumieć opowieść Horny’ego ponieważ  przełożył ją na obraz filmowy w bardzo umiejętny i zrównoważony sposób. Odpowiedni dobór aktorów, oraz formy narracji sprawiły, że przy tym filmie nie można się nudzić. Nie jest to również film, który dołuje, nawet pomimo problemów w nim przedstawionych.
W sylwestrową noc na dachu jednego z najwyższych wieżowców w Londynie spotykają się: znany prezenter telewizyjny Martin(Pierce Brosnan), pielęgniarka Maureen(Toni Collette), przedstawiający się jako dostawca pizzy J.J.(Aaron Paul) oraz zrozpaczona Jess(Imogen Poots). To brzmi jak początek dobrego kawału prawda? Nic podobnego, bowiem nasi bohaterowie nie mają ochoty na żarty. W tę wyjątkową noc w roku weszli na dach wieżowca nie po to aby wspólnie napić się szampana, ale by się zabić.
Problem jaki napotykają to spowodowany nieoczekiwanymi współtowarzyszami brak prywatności i nieoczekiwana chęć każdego z nich do pomocy innym i odwiedzenia ich od samobójstwa. Od słowa do słowa, od sceny do sceny dochodzimy w końcu do momentu w którym nasi bohaterowie decydują się odroczyć termin swojej śmierci do dnia świętego Walentego(swoją drogą to dość zabawne, że 4 samobójców wyznacza sobie na termin zgonu święto patrona chorych umysłowo). Z tego wstępu nie chciałbym ujawniać już niczego więcej, mogę tylko zapewnić, że nadchodzących kilka miesięcy podczas których będziemy śledzili poczynania niedoszłych samobójców będą prawdziwym małym studium ludzkich smutków, radości i prób zmagania się z rzeczywistością, która bardzo często jak wiadomo z autopsji jest w stanie nas przerosnąć.
Nieco o formie, która jest bardzo ciekawa i momentami zaskakująca: film skonstruowany jest tak abyśmy mogli oglądać upływający czas z perspektywy każdego z bohaterów po kolei. Te niezwykle umiejętnie połączone ze sobą opowieści uzupełniają główny wątek i odsłaniają prawdziwe oblicze obserwowanej przez nas postaci. Przejścia między tymi opowieściami wskazywałyby na retrospekcję, ale nasza historia idzie stale do przodu – często łapałem się na tym zabiegu.
Chaumeil trafił w dziesiątkę jeśli chodzi o oddanie problemów z jakimi borykają się postaci dramatu i połączenie ich ze sobą, tak aby współgrały, a nie zwalczały się nawzajem. Załamania nerwowe, ból egzystencjalny, brak zrozumienia, miłości czy szacunku ze strony innych ludzi – ten cały nieprzyjemny bagaż stanów i doświadczeń bohaterów, reżyser w bardzo wyważony sposób łączy z elementami komediowymi(zagrania słowne i sytuacyjne) równoważąc swoje dzieło. Przy tym wszystkim należy pamiętać jak ciężką pracą musiało być połączenie wielu przeciwności jakie cechują nieszczęsną czwórkę bohaterów, aby stały się wiarygodne i naturalne: radość i cierpienie, miłość i śmierć etc.
Z całej obsady wyraźnie wybija się Imogen Poots, która postacią zagubionej Jess przyćmiła resztę aktorów. Brosnan, Paul i Collette mogą tylko pozazdrościć zaangażowania i umiejętności aktorskich ślicznej Brytyjki. W tym przypadku należy przyznać, że stanowili po prostu barwne tło dla popisów swojej koleżanki. Po raz wtóry muszę się pilnować żeby nie zdradzić Wam zbyt wiele wątków, myślę jednak, że nie popełnię wielkiego błędu jeśli zwyczajnie zauważę, że to właśnie postać Jess inicjuje wiele niesamowitych i rozładowujących napięcie sytuacji. Ona jest również powodem dla, którego „4 z wieżowca” jeszcze żyje. Zwariowana i energiczna, często jednak tracąca kontrolę nad własnym życiem w skutek wytrącania z równowagi poprzez otaczający ją świat i piętrzące się problemy, Jess uosabia przesłanie filmu: pamiętajcie o tym, że choćby nie wiem co, to macie przyjaciół, a dzięki nim z każdych problemów można wyjść cało.

Ocena: 4/6




[1] Wybaczcie zgryźliwość, ale wygląda po prostu na to, że tytuły filmów tłumaczy, albo ktoś kto nie zna angielskiego, albo ktoś kto nie wie nic o genezie filmów, które musi przetransferować polskim odbiorcom, albo po prostu ktoś kto nie ma mózgu! Ten mały prywatny wtręt spowodowany jest frustracją wynikająca ze zbyt częstego powtarzania się tej sytuacji.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz