wtorek, 15 sierpnia 2017

Nowe szaty Spider-Mana


            Któż z nas nie zna, lub chociaż raz w życiu nie widział Spider-Mana? To jeden z najpopularniejszych bohaterów komiksów na świecie, a przy tym chyba najbardziej lubiany. Nic dziwnego, że jego postać z rysunkowych historii przeniosła się na ekran już w 1967 roku, a od 2002 możemy jego wyczyny regularnie podziwiać w pełnometrażowych, wysokobudżetowych produkcjach. Podczas jednak gdy Sam Raimi(lol) i Marc Webb, powtarzali pewne utarte motywy dla uniwersum Spider-Mana, Jon Watts wychodzi do nas z zupełnie nową propozycją.
Spider-Man, Jona Wattsa, w którego wcielił się po raz drugi Tom Holland, to nie tylko powiew świeżości i totalne przeobrażenie postaci superbohatera, ale zupełnie nowa marka, która jak sądzę dzięki stylowi gry i kreowaniu postaci w przebiegu fabuły ma szansę stać się ikoniczną.
            Spidey kontynuuje swoje przygody w szeregach Avengers pod czujnym okiem Tony’ego Starka, który miejscami zdaje mi się aż nazbyt mu matkować. Czasami ten związek potrafi irytować, ale koniec końców fundamentuje dla widza fakt, że Mściciele uzupełniają się wzajemnie i nawet z pozoru najsłabszy, najmniejszy czy najmłodszy z nich jest pełnowartościowym członkiem załogi. Przyjemną odmianą jest fakt, że nie wałkujemy po raz kolejny smętnej historii wujka Bena i ogromnej odpowiedzialności, a od razu wskakujemy w buty Parkera, któremu przyszło oswajać się z nowymi mocami i gadżetami. O ile oswajanie pajęczych zmysłów i socjalizowanie się z rówieśnikami wyszło w filmie dość przyjemnie i naturalnie, o tyle kosmiczne gadżety dodane do stroju Petera były moim zdaniem mocno przesadzone. Jakoś bardziej przekonywał mnie Spider-Man, który opierał się głównie na swojej inteligencji i zmysłach, a nie na komputerze pokładowym rodem ze Star Trek. Dziwaczne rozwiązanie, aczkolwiek wprowadzające momentami rozładowujący napięcia humor sytuacyjny – zastanawiam się czy nie głównie po to zostało ono zastosowane?
Bardzo spodobały mi się także kreacje odmłodzonej cioci May(Marisa Tomei) i oczywiście zabawne powtórzenie roli Michaela Keatona jako Vulture – powtórzone pod kątem filmu Birdman. Czyżby Keaton coś przewidywał?


             Spider-Man został odświeżony i dostosowany do dynamiki Avengers, ale koniec końców to ten sam Spidey, którego wszyscy znamy i kochamy. Ponadto gra aktorska Hollanda dodaje tej postaci niespotykanego wcześniej polotu i wraca humor z jakim mieliśmy do czynienia w oglądanych za młodu kreskówkach. Należy także zwrócić uwagę na to, że wreszcie jest to film o Spider-Manie wyłącznie. Koncentruje się on silnie na postaci Parkera, którego przeżycia wewnętrzne i rozterki związane z byciem super-człowiekiem biorą górę nad pozostałymi kwestiami. Podobnych filmów doczekali się już Batman, czy Superman, ale trzeba przyznać, że Spider-Man jest wyjątkowo udany i wybija się na tle rozważań na temat człowieczeństwa super-ludzi. Na tym filmie nie zawiedzie się żaden fan Człowieka Pająka, a tym, którzy na niego specjalnie czekali może on narobić sporo apetytu na kolejne wyczyny ich ulubionego herosa.

Moja ocena: 4/6
Recenzję można przeczytać także na portalu Grabarz Polski

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz