czwartek, 16 października 2014

Horrorstory


„Jedyne czego musimy się bać, to strach”
 Franklin Delano Roosevelt

  • Horror w klasycznym rozumieniu gatunku.
Podstawą horroru jako gatunku jest przerażenie widza.[…]Tym co wyróżnia horrory jest obecność czynnika nadprzyrodzonego, najczęściej w postaci potwora lub ducha, który w jakiś sposób narusza porządek natury.[1]
Powyższy, nieco pobieżnie napisany cytat, zaczerpnąłem z akademickiego wręcz podręcznika dla filmoznawców. Formułuje on zagadnienie horroru być może niezbyt precyzyjnie, aczkolwiek wystarczająco jak na okres kina niemego(nieliczne wyjątki w zasadzie jedynie potwierdzają regułę). W innym podręczniku czytamy(w cale nie precyzyjniej):

Horror ma szokować, wstrząsać, wzbudzać obrzydzenie, czyli mówiąc krótko – przerażać. Ta nadrzędna zasada kształtuje wszystkie pozostałe konwencje gatunku.[…]W horrorze(straszy)niebezpieczny wybryk natury, coś co pogwałca nasze zwyczajne wyobrażenie o normalności, co wydaje się niemożliwe.[2]
Napisałbym, że obie definicje są poprawne, ale jedynie jeśli chodzi o ramy czasowe w jakich powstały. Tak właśnie bywa z horrorem, że podobnie jak w przypadku innych gatunków filmowych, a może nawet znacznie bardziej, ulegał on na przestrzeni lat znacznym przemianom i ewolucjom, zarówno technicznym jak i ideowym. Pomimo formy i tematyki, która jest bardzo często nieumiejętnie przywracana przez współczesnych twórców, horror jaki znamy z naszych multipleksów różni się znacznie od swoich audiowizualnych początków. Filmowy horror swoje początki bierze z literatury, aczkolwiek nie jest to jego jedyne źródło, o czym przekonamy się w dalszej części mojego wywodu. Przyjmijmy więc chwilowo te dwie definicje za właściwe i podążajmy dalej w poszukiwaniu prawdy o tym czym był horror w kinie niemym, a czym jest dla nas dziś?

  • Pierwsze straszenie.

Za pierwszy Europejski film grozy uważa się dwuminutowe dzieło Georges’a Melies’a Rezydencja diabła(1986), w którym przeistoczony z formy nietoperza diabeł, Mefistofeles wyczarowuje z ogromnego kotła sługi ciemności. Melies w swojej późniejszej twórczości będzie się jeszcze nie raz uciekał do wszelakich monstrów(chociażby jego księżycowi ludzie), lecz nie będą one dominowały obrazu na tyle, aby można go zaklasyfikować jako horror. Filmy grozy nie były dla kina tamtego okresu zbyt atrakcyjne, koncentrowano się na prostej rozrywce i dokumentacji życia codziennego, dopiero w późniejszym etapie rozwoju kina niemego ekspresjoniści niemieccy i producenci amerykańscy wypromowali nieco ten gatunek. Wiele lat później, za oceanem, na gruncie Amerykańskim pojawia się tajemniczy Frankenstein(1910) w reżyserii J. Searle Dawley’a-wyprodukowany przez New York Film Studio of Thomas Edison. Szesnastominutowy film poniósł porażkę, należy jednak wziąć pod uwagę fakt, że rok jego produkcji, w filmowym uniwersum Ameryki zdominowany był przez Griffith’a(aż 7 filmów!), z którym mało kto mógł konkurować.
Dwa kontynenty, dwadzieścia lat różnicy i intrygująco obca jak dla amerykańskiej kultury tematyka na pierwszy film grozy. Postarajmy się dociec co było skutkiem powstania tak zaskakujących obrazów i jakie były ich następstwa… dlaczego w ogóle horror przeniknął do estetyki filmu?

  • Ta wielka, straszna Ameryka.

Zasadniczo nie powinienem pisać o horrorze, jako „amerykańskim”, gdyż większość wczesnych pomysłów na obrazy tego gatunku w Nowym Świecie, przywędrowała ze starego lądu. Gdy niezliczone rzesze imigrantów wyruszały na podbój Ameryki w nadziej na dostatnie i wolne życie, przywoziły ze sobą także lęki i koszmary Starego Świata. Być może więc pierwszy amerykański horror był w istocie pomysłem imigranta, który przybył do ameryki wcześniej? Bardzo możliwe, bo dzieło Shelly nie było z początku aż tak rozpowszechnione jak się uważa. W ten sposób powstały najbardziej monumentalne dzieła gatunku, jak Dracula(1931) czy Frankenstein(1931) z niezapomnianymi kreacjami Bela Lugosi’ego i Borisa Karloffa(oba filmy były już udźwiękowione, warto jednak o nich pamiętać jako o produkcjach przełomowych, wieńczących dorobek kina niemego w tej dziedzinie).
Naturalnie Ameryka posiadała własne demony skryte w ciemnościach(te właściwe amerykańskim podwórkom wyciągnął na światło dzienne dopiero Alfred Hitchcock, ja wskażę na te nieco mniej znane), o których przez wiele lat milczano, lecz które biją wyraźnie z obrazów filmowych. Otóż gdy Europę ogarnęła wojenna zawierucha, Nowy Świat rozwijał się pozornie spokojnie. Do czasu gdy z frontów pierwszej wojny światowej nie zaczęli powracać odmienieni, zdeformowani, okaleczeni i zmasakrowani synowie, ojcowie, mężowie. Ludzie bez kończyn, chorzy psychicznie, całkowicie inni od obowiązującej normy-dziwadła, potwory. Na fali takiej inności uformowała się pozycja jednego z pierwszych i zarazem najlepszych amerykańskich aktorów kina grozy, Lon’a Chaney’a.

Urodził się w 1883 roku w Kolorado Springs w USA. Jego rodzice byli głuchoniemi, więc musiał porozumiewać się z nimi za pomocą gestów. Pewnie dlatego był tak ekspresywny na planie filmowym, co potwierdza fakt, że w tym samym filmie często grywał dwie role. Znany był jako "człowiek tysiąca twarzy"- sam projektował maski do swoich filmów. W pamięci wielu pozostanie jako gwiazda horrorów lat 20- Quasimodo, czy demoniczny wampir z London After Midnight. Współpracownicy na planie tego ostatniego potwierdzają, jak bardzo Chaney poświęcał się dla filmu- sztuczna szczęka, której używał, sprawiała mu ból, a żeby uzyskać niezwykły wytrzeszcz oczu, musiał nosić specjalne metalowe krążki.[3]
Kocham ten moment z Upiora w operze, gdy tłum zagania go nad rzekę, a on unosi dłoń tak jakby coś w niej trzymał i chciał w nich tym rzucić. Następnie otwiera dłoń i pokazuje, że jest pusta, a oni przyskakują do niego i katują na śmierć. Jednak ten moment gdy otwiera dłoń-patrzcie na jego twarz-uśmiecha się, jakby mówił: acha! wykiwałem was![4] Oto jest esencja prawdziwego horroru, czynnik o którym dziś mało który reżyser pamięta, ale o tym może na samym końcu. Chaney zazwyczaj grał rolę zwyczajnych ludzi, których los przemienia w odrażającą potworność. To tylko jedna z nielicznych przecież w kinie tamtego okresu przesłanek o tym jak nietolerancyjne dla odmienności było społeczeństwo amerykańskie. Właśnie okrucieństwo dla podobnych odmieńców, sprawiało, że stawali się oni potworami, a temat tej odmienności był wykorzystywany w amerykańskich horrorach przez bardzo długi okres czasu, zwłaszcza po przywróceniu go do łask przez film Freaks(1932).
Tak można by podsumować Nowy Świat w kwestii kina grozy: legendy i mity Europejskie, plus lęki samych amerykanów przed nowym i nieznanym, innym obliczem świata jaki tonął w wojnie i zbliżającym się kryzysie.

  • Europa-kolebka klasyki horroru.

Zatoczymy pełne koło powracając do Starego Świata. Jak już pisałem nie można pisać o klasycznym horrorze w odniesieniu do gruntu amerykańskiego, gdyż pomysły wywodziły się tak z literatury, jak wierzeń europejskich. Wampiry, wilkołaki, Frankenstein i wiele innych stereotypowych potworów narodziło się właśnie tutaj, zaś w Ameryce nasze „kochane” potwory zostały jedynie ładniej sprezentowane i bardziej dochodowo sprzedane. Nie zmienia to faktu, że amerykańscy producenci filmowi nie mogli się równać z siłą przebicia i oddziaływania, właśnie europejskich horrorów.
Pierwszym wartym uwagi dziełem europejskich(Niemieckich)twórców kina grozy jest Golem(1915) reżyserii P. Wegener’a. Film opowiadający tragiczne losy istoty ulepionej na kształt człowieka z gliny, a następnie z powodu swej inności skazanej na śmierć. Bardzo często się o nim zapomina, choć prawdopodobnie jest to drugi w historii horror! Film już w tamtych czasach miał swoje kontynuacje(1920), co świadczy o jego popularności.
Drugim monumentalnym dziełem jakie zrodziło się w umysłach niemieckich ekspresjonistów był film Gabinet doktora Caligari(1920) reżyserii Roberta Wiene. Film zdobył niesłychaną popularność, a kilka lat temu został nawet wydany w odnowionej, poprawionej jakości(pierwotny jego budżet choć nie był porażający zapewnił reżyserom szkoły ekspresjonistycznej stałe miejsce w awangardzie filmowej tamtego okresu).
Nic dziwnego, że idąc za ciosem Niemcy w dwa lata później kręcą film, który na zawsze zmieni oblicze horroru, mowa oczywiście o Nosferatu. Symfonia grozy(1922) reżyserii F. W. Murnau’a, który to film również doczekał się swojej zremasterowanej wersji. Charakterystyczne kolory odróżniające dzień od nocy, przekonywująca scenografia i naturalnie przerażająca do dziś kreacja Max’a Shreck’a w roli Nosferatu(podobno chodziły plotki o tym, że Shreck faktycznie jest wampirem-zaznaczę tylko, że ludzie w cale nie byli wówczas głupsi od nas!; oto dlaczego każdy prawdziwy fan horroru powinien zamknąć się w pokoju, zgasić światło i obejrzeć ten film sam na sam)-wyjątkowy obraz stał się prawdziwym arcydziełem i klasykiem gatunku. Pisałem wcześniej o amerykańskim Draculi z Bela Lugosi’m w roli głównej- film ten był długoterminową odpowiedzią na sukces Nesferatu, mniej udany artystycznie, ale ostatecznie również nieźle się sprzedający obraz także doczekał się współczesnej poprawionej wersji. Tytuły można by podawać jeszcze długo, gdy jednak spojrzymy na sprawę kina grozy w perspektywie lat, nie ograniczając się jedynie do okresu niemego, trop zaprowadzi nas do jasnych wniosków: horror lubi się powtarzać, lecz od epoki zależy w jaki sposób to zrobi, jakie nowe idee nałoży na swoje wypracowane formy i wreszcie, czy w ogóle jeszcze jakieś idee przekazuje?

  • Koniec podróży. Czas odpowiedzi.

Na początek odpowiem na pytania o to czemu horror przeniknął do kina i dlaczego tak dobrze, wbrew wszystkiemu się trzyma: kino jest stosunkowo młodą dziedziną i jako taka zachowuje niepohamowaną tendencję do adaptacji wszelkich innych form, zwłaszcza fabularnych. Jeśli na domiar tego są to fabularne formy, które silnie oddziałują na odbiorcę jest niemalże pewne, że kino pochwyci taką formę jako pierwszą. Obraz filmowy umożliwił nam stawienie czoła nieznanemu z bezpiecznej odległości. Możemy więc z bliska ujrzeć potwory, których wcześniej śmiertelnie się obawialiśmy, z czasem czyniąc je swoimi „ulubionymi” stworami, lub nawet bohaterami(Godzilla). Formy legend jakie zaadaptowało kino były, są i będą aktualne zawsze, zmienią się jedynie-jak już pisałem-pewne nadpisane nań treści.
Niegdyś aktor grający w horrorze musiał umieć nie tylko przestraszyć, lecz wzbudzić emocje, ukazać naturę potwora, która przecież w cale nie musiała być zła(o Frankensteinie pisze się jako o „łagodnym potworze”), musiał zaskoczyć widza swoją kreacją nie mogąc liczyć na zaawansowane efekty komputerowe, czy oddziałujące na wyobraźnię widza i tworzące napięcie efekty dźwiękowe- aktor musiał być w pewnym sensie światem horroru sam w sobie. Dziś od nikogo by się tego nie wymagało, bo szczerze powiedziawszy wątpię żeby aktorzy, którzy w naszych czasach grają w horrorach potrafili choć jedną czwartą tego co ich koledzy po fachu sprzed kilkudziesięciu lat. Dziś w wyścigu najlepszy aktor/aktorka filmów grozy chodzi nie o to ilu widzów się przestraszyło, ale o to jak szybko i boleśnie kończy się moja rola. Tłocząc w to próby poetycznej gry aktorskiej, odgrywania długich sekwencji śmierci niczym z Makbeta nie straszymy, ale śmieszymy widza, albo po prostu degustujemy.
Kolejnym ciosem jaki zadano horrorowi w naszych czasach jest oczywiście pozbawienie go treści ideowych- choć ta bolączka wyjątkowo nie dotyczy jedynie horrorów, prostactwo i rosnąca ignorancja sięga coraz to dalej. Obecnie jest niewielu reżyserów(zliczyłbym ich może na palcach jednej ręki: Romero, Carpenter, Barker...cóż), którzy chcą przez horror coś przekazać, coś więcej niż hektolitry syropu kukurydzianego barwionego na czerwono i góry mięsa walającej się po planie filmowym. Horror okresu kina niemego adaptował ważne dla ludzkości legendy, które żyły w nas od pokoleń i których się zawsze baliśmy, bądź ukazywał mroczną stronę naszej natury. W późniejszych czasach poruszano w horrorach ważne kwestie: wojny(Deathdream, 1972), patologie społeczne(Psycho, 1960), konsumpcjonizm(Dawn of the dead, 1978; The Stuff, 1985), rasizm(Night of the Living Dead, 1968), rozbuchanie seksualne(Last House of the Left, 1972), zagrożenia morlaności i religijności(Exorcist, 1973; Omen, 1976) i wiele, wiele innych istotnych kwestii. Kto dziś przejmuje się takim pojmowaniem czy kształtowaniem kina grozy, które mogłoby de novo stać się przydatne społecznie, skoro lepiej pokazać obrzydzającą masakrę, lub wystraszyć widza wyciem przeróżnych niskobudżetowych elementów dźwiękowych? Wszystko zaczęło się psuć odkąd pojawiła się niezdrowa moda na filmu klasy „gore”, gdzie rozrywką jest właśnie rozrywanie wszelkiego żywego stworzenia na kawałki w bezmyślnej orgii brutalności i nierzadko pornografii. Odpowiadając więc na pytanie, czy horror przekazuje jeszcze jakieś treści moralne, muszę z przykrością stwierdzić, że nie, a nawet jeśli to na ogół widz i tak ogłuszany jest na projekcji gołym biustem i potokiem sztucznych flaków.
Miejmy nadzieję, że w końcu jakiś porządny reżyser stworzy horror, w którym nie będzie trzeba marnować ton farby, czy kilogramów mięsa. Miejmy nadzieję, że w końcu ludzie przypomną sobie, że to czego muszą się bać, to właśnie sam strach… to coś co czai się każdej nocy w kącie waszego pokoju i nie daje wam spokojnie spać… to właśnie takie coś, co wielki Chaney dzierżył w swojej dłoni w ostatnich ujęciach Upiora z opery(1925), a wierzcie mi, że ta legendarna, zaciśnięta dłoń w cale nie była pusta…





[1] E. Nurczyńska-Fidelska, K. Klejsa, T. Kłys, P.Sitarski, Kino bez tajemnic, wydawnictwo Piotra Marciszuka Stentor, Warszawa 2009, s.48
[2] D. Bordwell, K. Thompson, Film Art. Sztuka Filmowa. Wprowadzenie., wydawnictwo Wojciech Marzec, Warszawa 2011, s.373-374
[3] Źródło: www.filmweb.pl (http://www.filmweb.pl/person/Lon+Chaney-100680)
[4] Nightmares in Red, White and Blue. The Evolution of American Horror Film. Narrated by Lance Henriksen, reż. Andrew Monument, prod. Ingo Jucht, scen. Joseph Maddrey, USA 2009, cyt. Larry Cohen(04:40-05:20)tłumaczenie własne ze słuchu

4 komentarze:

  1. Ma Pan bardzo ciekawe spostrzeżenia, ale ja sadze ze filmy gore jednak odrobine metafizyki przemycają w swoim przekazie. Chodzi o cos co starożytni nazywali katharsis, oczyszczenie poprzez wyładowanie emocji. Te latające kończymy i flaki, ból i zniszczenie sa elementarnymi cechami ludzkości, a normy kulturowe i społeczne tlumia w nas te emocje i kontrolują(choc moze bardziej starają sie kontrolować) ich natężenie tak aby wybuchaly tylko w trakcie wojny a nie podczas zakupow w warzywniaku. Wspolczesna kultura jednak zachlysnela sie tym rozwiązaniem i stad pauperyzacja i osłabienie sily widoku rozwalania czaszek i krwi sikającej z urwanych członków. Proszę pomyśleć co będzie dalej, bo tak jak Pan pisal kino wchlania wszystko co wiąże sie z emocjami i eksploatuje dany temat do porzygu, obniżając pkerwotna sile danej fabuly czy formy przekazu. Krew i flaki nikogo nie dziwią, co będzie wiec pokazywane dalej?? Bo interes zwany kinem musi się krecic... Swoja droga nawet w grach komputerowych twórcy odeszli od modelu bezmyślnej sieczki, moze wiec scenarzyści wola współcześnie lokować swoje pomysły w przemysl rozrywki komputerowej, a nie tej analogowej, wyświetlanej na białej płachcie ekranu... Mógłby Pan napisać cos o roli scenarzysty w kinie, bo akurat tego nie wiem, ale zawsze sadzilem ze scenarzysta jest większym tworca niż reżyser, bo to on to wszystko wymysla i widzi jako pierwszy, a reżyser jest troche jak rzemieślnik który dopasowuje idee do ram filmu, ale to tylko moje zdanie i nikogo nie chciałem nim urazić:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Katharsis w odniesieniu do filmów grozy zawsze będzie właściwym kontekstem. Będzie się ono jednak różniło od właściwego sobie sensu: w horrorze nie zostajemy oczyszczeni do końca. Pozostajemy napiętnowani. Zyskujemy świadomość tego, że za nasz rozwiązły tryb życia (tylko dla przykładu) zostajemy ukarani my, albo nasi bliscy. Tego procesu nie można cofnąć i nie można z niego wyjść całkowicie bez skazy, ale to właśnie ta skaza powinna powodować naszą przemianę. Horrory są w rzeczywistości bardzo umoralnionym kinem, które uderza w widza bezpośredniością swojego przekazu: popraw się, albo giń (czy inaczej, żyj ze świadomością tego jakim jesteś złym człowiekiem).

      Ciekawa uwaga na temat roli scenarzysty i reżysera. Postaram się o tym pomyśleć w najbliższym czasie i odpowiednio odnieść się do tej problematyki, tym bardziej, że sam miałem przyjemność znaleźć się zarówno w jednej jak i drugiej roli.

      Dziękuję za komentarz. Pozdrawiam.

      Usuń
    2. Jednak zgodnie z definicją, katharsis jest właśnie tym co Pan opisał:) Nie sądzi Pan chyba, że gdy np. ktoś oglądał w starożytnym teatrze Edypa to po współprzeżyciu z głównym bohaterem współżycia z matką został całkowicie oczyszczony. Katharsis ma właśnie polegać nie na pełnym oczyszczeniu, a raczej na wyładowaniu napięć, ale nie na ich pozbyciu sie. Bo gdyby miało to na celu pozbywanie się napięć to ludzie zostawali by po kilku seansach kukłami bez emocji:) a swoją drogą zapraszam na https://pl-pl.facebook.com/KrytycyFilmowiUL no i mógłby Pan postarać się o lepsze pozycjonowanie Pana bloga, bo znaleźć go to prawdziwa sztuka, a szkoda, żeby pozostał Pan w nieodwiedzanej części internetowych przestrzeni. Pozdrawiam i dziękuję za odpowiedź

      Usuń
    3. Źle się wyraziłem. Chodziło mi o to, że w odniesieniu do katharsis "po horrorze" poza tym, że daje nam do myślenia, to napełnia nas strachem. O stowarzyszeniu krytyków filmowych pomyślę jak najbardziej - byłoby to na pewno niezwykle budujące otoczenie, choć chcę najpierw wyrobić sobie pewną systematykę, co w moim przypadku jest problematyczne :-) W innym wypadku mógłbym mieć wyłącznie problemy. Dziękuję za komentarz i serdecznie pozdrawiam.

      Usuń