środa, 8 listopada 2017

Na taki koniec świata warto czekać! Thor: Ragnarok zbawcą box office'a!



      Na wstępie pragnę zaznaczyć, że  pozytywne oceny jakie zbiera Thor: Ragnarok, są jak najbardziej zasłużone. Film nie tyko zdołał ocalić box office, ale także udowodnił, że Marvel nie pokazał nam wszystkiego i możemy się dzięki nim spodziewać przedniej rozrywki jeszcze przez długi okres czasu. Możliwości są w zasadzie niewyczerpane, a firma nie boi się angażować i podejmować nowych wyzwań. Przyznam, że wybór Taiki Waititiego jako reżysera mnie zaskoczył, ale to głównie dzięki niemu właśnie, nie mogłem się doczekać żeby zobaczyć ten film. Obrazy takie jak odautorski Eagle vs Shark(2007), czy iście Pythonowski mockument What We Do in the Shadows(2014), nie wspominając już o rewelacyjnych krótkich metrażach od których zaczynał, udowodniły, że w świecie filmu pan Waititi czuje się jak ryba w wodzie. W dodatku angaż do takiej superprodukcji jak Thor, otwiera przed tym niesamowitym filmowcem nowe możliwości, które z całą pewnością, czego mu szczerze życzę, wykorzysta w odpowiedni sposób.
Najnowsza odsłona przygód Gromowładnego(Chris Hemsworth) wywraca jego świat do góry nogami. Musi połączyć siły z Lokim(Tom Hiddleston) aby zapobiec zniszczeniu Asgardu i wygrać z ich demoniczną siostrą Helą(Cate Blanchett). W drodze do finałowej potyczki bogów utkniemy na planecie-wysypisku, na której panuje klimat rodem z The Hunger Games: szurnięty Arcymistrz(Jeff Goldblum) organizuje sobie tutaj walki na arenie, a żeby było mało jego głównym gladiatorem jest nikt inny jak Hulk(Mark Ruffalo). Łatwo nie będzie. Thor musi zmierzyć się nie tylko ze swoją siostrą, boginią śmierci, ale także z przeszłością i samym sobą. Film jest pełen zaskakujących momentów, które niewątpliwie zmienią naszych bohaterów na dobre, a zmiana klasycznego wyglądu głównego protagonisty, to tylko jeden z nich.



Ragnarok w sposób niezwykły zestawia ze sobą występujące w nim postaci. Bogowie, kosmici, ludzie. Cała mieszanka jaką twórcy miksują na kosmicznym odludziu jest niezwykle kolorowa i swoją różnorodnością kojarzy się z takimi filmami jak Star Wars, czy niedawno grany Valerian. To właśnie w zderzeniach różnych postaci widać ogromną pracę jaką musiał włożyć w swoje dzieło Waititi. Dzięki jego specyficznemu podejściu udało się uzyskać Marvelowski, superbohaterski film, który ma głębię i mieści w sobie poza świetną zabawą, rozwój wewnętrzy postaci, a także ich wspólnych relacji. Dialogi są bezbłędne: budują atmosferę, śmieszą i wzruszają. Tworzą również historie, których twórcom mogłoby nie udać się upchnąć w i tak niekrótkim czasie trwania filmu. Głównie dzięki nim udaje się zachować w filmie balans między komizmem a powagą.
W scenariuszu wyraźnie widać dominantę schematyczną z Guardians of the Galaxy, ale to w niczym nie umniejsza tej produkcji. Wręcz przeciwnie. Dzięki temu właśnie będziemy mogli odbyć kolejną zapierającą dech w piersiach przygodę, upstrzoną zabawnymi sytuacjami i dialogami. Nie można winić Marvela za powtarzanie pewnych schematów, tym bardziej jeśli w dalszym ciągu wszyscy zgodnie stwierdzają, że nakręcają one dobrą zabawę. Czekają nas zatem walki(te epickie i te mniej), pościgi, strzelaniny, szalone ucieczki, a także momenty namysłu i refleksji. Wszystko w rytm zaskakującej muzyki skomponowanej przez Marka Mothersbaugh’a. Dodam, że mój szok epickiego podkładu dla Thor: Ragnarok, wynikał z tego, że jego twórca tworzył muzykę głównie do filmów dla dzieci i lekkich komedyjek(z niewielkimi wyjątkami). To wszystko dopełniają Led Zeppelin i uroczy, jednorazowy występ Gene’a Wilder’a(tak, to ten od pierwszej Fabryki Czekolady). Nie sposób się na tym filmie nudzić!




Trzymanie się pewnych powtarzalnych schematów wychodzi filmowemu uniwersum Marvela na dobre. A gdy do tego angażuje się tak niezwykłego reżysera jak Taika Waititi, dostajemy dzieło, które wybija się wyraźnie ponad resztą. Thor: Ragnarok, to z całą pewnością film tak rewolucyjny i znaczący dla Marvela jak pierwsi Avengers, czy wspomniani już Guardians of the Galaxy. „Blond Młot” i ekipa spuszczają naprawdę niezły łomot; Hulk wychodzi z wanny, a poirytowana herod baba przerabia jednego gościa na żel, rytualną „zabij-go pałą!”. Jeśli chcecie zobaczyć to i nieco więcej pokręconych akcji mających na celu ocalenie świata, to zapraszam do kin. Nie rozczarujecie się.

Ocena: 6/6
Recenzję można przeczytać także na portalu Grabarz Polski

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz