środa, 8 listopada 2017

James Bond to przeszłość. Czas na agentów z Kingsman!



Matthew Vaughn to z pewnością jeden z tych reżyserów, którzy mogą powiedzieć o sobie, że nie zrobili jeszcze złego filmu. Sympatię widzów zaskarbił sobie jeszcze jako producent, współpracując z Guy’em Ritchie przy takich filmach jak Porachunki(1998) czy Przekręt(2000). Z pewnością nabył wówczas niepowtarzalnego poczucia humoru oraz dystansu do pracy na planie. Swój niebywały talent do zamieniania w złoto, czego tylko się nie dotknął, udowodnił reżyserując tak niepowtarzalne obrazy jak Gwiezdny Pył(2007), Kick-Ass(2010), X-Man: Pierwsza klasa(2011) czy wreszcie Kingsman: Tajne służby(2014), a także Kingsman: Złoty krąg(2017), który mam przyjemność właśnie recenzować. Warto zauważyć, że wszystkie wyreżyserowane przez siebie filmy popełnił wespół z jedną i tą samą scenarzystką, Jane Goldman, która jest także autorką bestsellerowej powieści ze świata Z Archiwum X, oraz twórczynią scenariusza do filmu Osobliwy dom pani Peregrine(2016). Tak długo pracujący ze sobą duet, odpowiedzialny za tak wiele hitów po prostu nie mógł zepsuć swojej kolejnej produkcji.
W związku z powyższym pragnę zdementować złośliwe pogłoski o, tym jakoby najnowszy Kingsman był filmem miałkim, wypełnionym kiczem i pozbawionym sensu. Występuje tu oczywiście spora dawka pokręconej atmosfery(ostro przyprawionej owym kiczowatym sformatowaniem ameryki z lat 60) przekładającej się głównie na postać antagonistki o uroczo brzmiącym imieniu Poppy(Julianne Moore). Urocza, zaskakująca, niepokojąca i miejscami przerażająca przywódczyni tajemniczego Złotego Kręgu, to idealny przykład na to jak całość filmu potrafi zabawić, a jednocześnie miejscami zdegustować widza. O ile bowiem sceny walk i pościgów deklasują niektóre produkcje z agentem 007 w roli głównej, o tyle miejscami przeciągnięty dowcip potrafi zepsuć dobre wrażenie. Patrz: strzelanie do psiaczków, zaszczepianie pluskiew w… sami się przekonacie, nie wspominając o produkcji hamburgerów ze swoich współpracowników. Tego typu sceny z pewnością podzielą mocno opinie o filmie Vaughna. Od siebie dodam tylko, że nie jest to zabieg pokazujący iż twórcom puściły zwieracze fantazji, ale raczej zamierzone i celowe działanie – taki klimat(patrz początek tej recenzji).



Pierwsza część Kingsman przywróciła niektórym wiarę w filmy szpiegowskie. Nie było to trudne po mocno mdłych produkcjach z serii Mission Impossible i ostatnim tragicznym fiasko jakie poniósł James Bond, ale tchnęło świeżością i energią jakiej wówczas bardzo potrzebowaliśmy. Druga część rozwija wątki głównych bohaterów i samej agencji. Następuje tu znaczny impas z którym nasi super szpiedzy będą musieli sobie poradzić. Coś umiera, coś się rodzi ponownie, a wszystko pod silną presją i w nieustającym pędzie dążącym po raz kolejny do ocalenia świata przed jakimś psychopatą. Wszystko polukrowane grubą warstwą niepoprawnego humoru, który po raz kolejny udowadnia, że każdy z nas ma w sobie coś z socjopaty.
Wspomniałem już o Julianne Moore, więc nie wypada nie napisać niczego o reszcie załogantów. Gra aktorska w tym filmie, to zabawa: lekka, przyjemna dla oka i naturalna. Widać wyraźnie, że na planie panowała dobra atmosfera i choć niektórzy narzekali na podarte garnitury, to wszystko pracowało jak w szwajcarskim zegarku. Koło Eltona Johna(tak, tego Eltona Johna) do starej ekipy Kingsman dołączyli jeszcze, Halle Berry, Channing Tatum, Jeff Bridges czy Pedro Pascal, którzy wcielili się w rolę agentów sojuszniczego wywiadu(tym razem nie krawców, a bimbrowników).




W drugiej odsłonie przygód agentów Kingsman wszystko jest skrojone na Amerykańską miarę: większe, głośniejsze, i obowiązkowo w wydaniu +SIZE!. Kingsman od początku bazował na klasycznych elementach kina szpiegowskiego, co doskonale zachowują jego twórcy także w drugiej części. Rzecz jasna nie brakuje tutaj prześmiewczych odniesień do 007, lecz utrzymanie żartu na jednym poziomie(z drobnym odstępstwami o których pisałem) sprawia, że film pochłania nas bez pamięci i daje nam dwie godziny wybornej zabawy. Od dawna nie słyszałem tak gromkich śmiechów na sali kinowej i choć nie była to nawet premiera, to niektórzy i tak nie wstydzili się witać oklaskami kolejnych scen. Czy takie reakcje widzów mogą mówić coś innego jak tylko, to że jest to rewelacyjny film?

Ocena: 5/6
Recenzję można przeczytać także na portalu Grabarz Polski

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz